poniedziałek, 11 sierpnia 2014

11. Idę

Nie miałam ochoty widzieć się ze Stylesem już na dworcu. Wiedziałam, że będzie tam jak zwykle jego mama i mała Lottie. Wolałam uniknąć konfrontacji z Panią Styles. Obawiałam się, że nie dałabym rady spojrzeć jej w oczy. Miałam złamać serce jej synowi i bezczelnie patrzeć w jej jasne tęczówki? Nie, to przerastało nawet mnie.
Umówiłam się z Harry'm późnym popołudniem w miejskim parku. Chłopak od razu, gdy mnie tylko zobaczył, zaczął mnie ściskać i przytulać. Chciał mnie pocałować, ale odsunęłam głowę na bok.
- Coś się stało? – spytał, kiedy oficjalne powitanie mieliśmy już za sobą.
- Tak. Muszę z tobą porozmawiać. To nie będzie łatwe ani przyjemne – zaczęłam tajemniczo od razu, zabierając się za sprawę, którą chciałam dzisiaj mieć wreszcie z głowy. Spojrzałam na jego szmaragdowe tęczówki. Nie były tak radosne jak zawsze, teraz padł na nie strach, może nawet przerażenie. Mimo wszystko, zaczęłam mówić. Chciałam wyrzucić z siebie wszystko za jednym razem – Harry odkąd wyjechałeś, wszystko się zmieniło. Myślałam, że dam radę tak żyć, ale ja chyba nie potrafię. Jestem za słaba. Nie chcę tak już dłużej. To trochę jakby ktoś mi założył pętlę na szyję, a ja czuję jak ona się zaciska, jak utrudnia mi oddychanie, jak powoli mnie zabija… - nie chciałam już na samym początku przyznawać się chłopakowi do zdrady. Zaczęłam więc od bardziej neutralnych argumentów.
- Nats, nie podejmuj pochopnych decyzji. Kocham cię i nie chcę cię stracić przez jakieś głupie studia. Może przeniosłabyś się do Glasgow razem ze mną? Przecież jeszcze nie jest za późno, na pewno dalibyśmy radę cię przenieść. Jak będziemy razem, jak będziemy silni to wszystko przetrwamy, rozumiesz? – mówił Harry, nie ułatwiając mi zadania. Złożył razem moje ręce, otoczył je swoimi dłońmi i przyłożył do ust. Poczułam na palcach jego ciepły oddech.
- Harry, ale ja cię już nie kocham, przepraszam – powiedziałam, wyrywając z jego uścisku swoje dłonie. Patrzył na mnie, niedowierzając swoim uszom – Już nic, zupełnie nic do ciebie nie czuję. Krępuje mnie twoje towarzystwo, nie mamy o czym ze sobą rozmawiać. Stałeś mi się obcy, Harry, obcy. Oddaliliśmy się od siebie, a ja nie widzę drogi powrotnej. To koniec. Niech każde pójdzie w swoją stronę, nie przeciągajmy dłużej tego bezsensownego układu! – mówiłam głośno, niemal krzyczałam. Nie obchodziło mnie to, bo park przed świętami był prawie opustoszałym miejscem. Stałam, patrząc na niego szeroko otwartymi oczyma. Rozchylone usta pomagały mi łapać chłodne powietrze.
- Nie, Natalie, to nie może tak być. To nie może się tak po prostu skończyć – znów zaczął chłopak. Jąkał się, z trudem wydobywał z siebie kolejne słowa – Może jakbym ja przeniósł się tutaj i znowu spędzalibyśmy ze sobą tyle czasu, co kiedyś to… - chłopak nie zdążył dokończyć. Nie wytrzymałam.
- Zdradziłam cię, Harry, rozumiesz?! Zakochałam się kimś innym, jestem z nim szczęśliwa i to z nim chcę być! Proszę, odejdź. Proszę, daj mi odejść…
Czułam jak pod powiekami zaczynają mi się zbierać łzy, by po chwili runąć potokiem na moje policzki. On stał, tępo wpatrując się w chodnik. Nie wiem czy cokolwiek do niego docierało, ale tłumaczyłam się dalej – Nie chcę cię już dłużej oszukiwać. Kłamałam i wodziłam cię za nos od trzech miesięcy. Nie chcę dłużej. Nie zasługujesz na takie traktowanie… Przepraszam. Tak bardzo cię przepraszam.
Stałam teraz przed nim, czekając na wyrok. Spodziewałam się wszystkiego. Myślałam już nawet o tym, że mnie spoliczkuje. Należało mi się. On zaś po chwili osłupienia tylko odwrócił się i po prostu odszedł.
- Harry! Harry! Zaczekaj! – krzyknęłam i już chciałam zacząć go gonić, jednak jego odpowiedź zatrzymała mnie na swoim miejscu.
- Kazałaś mi odejść, więc idę! – rzucił, nawet nie odwracając się w moją stronę.
Żałowałam, że to wszystko skończyło się w taki sposób. Wiedziałam, że właśnie pęka mu serce. Liczyłam się z tym, że zepsułam mu całe święta. Ja jednak, pomimo wyrzutów sumienia, czułam się dobrze. Byłam wolna. Byłam czysta. Nareszcie nie oszukiwałam.

Wreszcie odzyskałam równowagę. Nareszcie odnalazłam się w swoim świecie. Ponownie wiedziałam, czego chciałam od życia. Wszystko, o czym tylko mogłam zamarzyć dawał mi on. Jego ramiona tworzyły dla mnie najbezpieczniejszy kąt na ziemi. Nawet Caro i Louis w końcu w pełni przekonali się do Payne'a. Nie ukrywałam, że szczególnie cieszył mnie fakt, że Louis zaakceptował mojego nowego chłopaka. Tomlinson przeszedł  moje najśmielsze oczekiwania i nawet zakumplował się z Liamem. Miałam wrażenie, że niemały wkład w tworzenie tej znajomości miała rehabilitacja zmiażdżonej swojego czasu lewej ręki Louisa. Liam zawsze z chęcią wszystkim pomagał, niezależnie od tego czy były to problemy natury duchowej czy fizycznej. Na niego zawsze można było liczyć.
Moi rodzice nie przepadali za chłopakiem o czekoladowych oczach. Nie wynikało to z tego, że nie pasowały im jakieś jego cechy charakteru. Po pierwsze przyzwyczaili się już do Harry'ego, a po drugie, mimo że nigdy by się do tego nie przyznali, byli odrobinę źli na Liama, że ten powolutku, po kawałku "wykrada" im córkę spod dachu. Ich zachowanie było jednak dla mnie całkowicie normalne. Nie znałam rodziców, którzy spokojnie patrzyliby jak ich dziecko stopniowo, ale jednak, przeprowadza się do zupełnie obcego im człowieka. Nie mieli wyboru. Nie pozostawiłam im wyboru. Z ich błogosławieństwa czy też bez niego i tak wyrwałabym się z rodzinnego gniazdka. Mark już dawno to zrobił. Nie jestem w stanie określić jak bardzo byłam dumna i jednocześnie szczęśliwa, kiedy klepnął mnie w ramię i szepnął, że fajny chłopak z tego mojego Liama. Takie zachowanie u starszych braci to rzadkość. On jednak wiedział, że przy Paynie byłam szczęśliwa i nie miał zamiaru tego psuć. Wiedziałam, że cokolwiek bym nie zrobiła czy jakiejkolwiek decyzji bym nie podjęła, na mojego starszego brata zawsze mogłam liczyć. Dobrze było go mieć.
Czasem pytałam Caro albo Louisa czy nie wiedzą, co działo się z Harrym. Nie miałam ze Stylesem żadnego kontaktu od czasu naszego zerwania. Dowiedziałam się, że z jego sportowych ambicji nic nie wyszło. Nie dostał się do kadry angielskich pływaków, przez co jego pływacka kariera została już niemal całkowicie przekreślona. Został zwyczajnym studentem, takim jakimi my wszyscy byliśmy. Było mi go szkoda. Wciąż był sam, z pływania nic nie wyszło... Jakby wszystko sprzymierzyło się przeciwko niemu.


~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Rozdział smutny, więc wpasował się do szarówki za oknem.
Dopełniając nastroju puszczam to i czekam na nowe pomysły.
Biegniecie ze mną?

4 komentarze:

  1. O Boziu.... popłakałam się ;-; Tak jak to czytałam to pomyślałam sobie, że Styles może spróbować ją odzyskać, no iść do Liama i bić się o nią :) Taki mój skromny pomysł (lubię dramy xd)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeżeli lubisz dramy to jestem pewna, że zakochasz się w kolejnym rozdziale i w ogóle w dalszych losach Natalie :> Kolejny rozdział już w piątek, więc wpadaj koniecznie! Buziak :*

      Usuń
  2. Obiecałam sobie się nie wzruszać... Nie udało się. Ilekroć powracam do tego momentu dzieją się ze mną dziwne rzeczy. Zaciska mi się gardło w ten denerwujacy sposób i nawet czuje ucisk w brzuchu. Beznadziejność.
    Nienawidzę Natalie Watts.
    O to chodziło, prawda? To był cel?

    OdpowiedzUsuń
  3. Ojej. Ojej, ojej, ojej. Choc zdazylam juz polubic Liama i naprawde kibicuje zwiazkowi jego i Nats, to.. tak bardzo szkoda mi Harry'ego. Jeszcze jego kariera dobiegla konca... Wszystko przeciwko niemu, na naprawde. Mam nadzieje, ze Hazza znajdzie kiedys kogos, kto pokocha go tak mocno, jak on pokochal Nats. Szkoda mi tylko ich przyjazni - w koncu jeszcze wczesniej byli ze soba blisko, a teraz to wszystko zniknelo. Nats to zniszczyla, przez nia rozstali sie w gniewie. To nie bylo mile rozstanie, myslalam, ze ona lepiej go potraktuje. W koncu tak bardzo ja kocha, widac, ze zrobilby dla niej wszystko, zwlaszcza, ze chcial sie nawet przeprowadzic z powrotem, a ona byla dla niego taka oschla. Jakby jego milosc naprawde juz kompletnie nic dla niej nie znaczyla. To przykre. Ale mimo wszystko ciesze sie, ze juz mu powiedziala. Ze juz po sprawie. Tylko ciekawe co teraz zrobi Hazza. Bedzie walczyl, czy moze sie podda?
    Pozdrawiam, xx.

    OdpowiedzUsuń