Uśmiechałam się, spoglądając na niewielki kawałek biżuterii połyskującej na moim palcu. To nie był jakiś zwyczajny kawałek błyszczącego metalu. To był znak tego, że jestem tylko jego, że on jest tylko mój. Pierścionek zaręczynowy ze szmaragdami. Dokładnie pamiętałam każdy szczegół wieczoru, kiedy Liam mi się oświadczał. Jak gdyby nigdy nic zabrał mnie do kawiarni. Tej samej, gdzie spotkaliśmy się po raz pierwszy. Na stolikach poustawiane były niewielkie świeczki, w pomieszczeniu panował przyjemny półmrok. Za wielką szybą widać było granatowe niebo, na którym swobodnie pływały krople deszczu. Dostałam od niego białą różę. Lubiłam białe róże. Styles też zawsze mnie nimi obdarowywał.
Usiedliśmy przy stoliku, na którym znajdowały się dwa solidnie zapełnione spaghetti talerze. Nie bez powodu wybrał akurat włoska pastę. W końcu wtedy, w nasz pierwszy wieczór zaczęliśmy właśnie od tego dania. Niczego się nie spodziewałam. Obserwowałam go dokładnie, kiedy ujmował w swoich rękach gitarę i delikatnie pociągał za jej struny. Wsłuchiwałam się w jego głos. Coś przestało mi pasować, kiedy usłyszałam "Let it be", a następnie "Hey Jude".
- Ty dokładnie odtwarzasz tamten wieczór, prawda? - spytałam, ale nie uzyskałam odpowiedzi. Uśmiechnął się tylko tajemniczo i odłożył instrument na bok. Podszedł do mnie i nagle, niespodziewanie, całkowicie mnie zaskakując, padł przede mną na kolana.
- Natalie Watts, miłości mojego życia - zaczął uroczyście, a ja wpatrywałam się w niego ogromnymi, przepełnionymi zaskoczeniem oczyma - Pamiętam dokładnie, kiedy się tutaj spotkaliśmy. Pamiętam każdy moment, który spędziliśmy razem. Mimo że jest ich już tak wiele, ja wciąż chciałbym więcej. Sześć lat, które spędziłem z tobą, uczyniły ze mnie najszczęśliwszego człowieka na ziemi. Czy zostaniesz moja radością już na zawsze? Czy pozwolisz mi uszczęśliwiać cię każdego dnia? Czy już zawsze będziesz moim powodem, by żyć? Natalie, moja mała Nats, czy zgodzisz się zostać moją żoną?
Co mogłam odpowiedzieć? Trzęsącym, niepewnym głosem wydukałam z siebie tylko ciche „tak”. Miałam ochotę je wykrzyczeć, chciałam wypowiedzieć je najgłośniej jak tylko potrafiłam. To nie było jednak ważne. Przecież on usłyszał ten nieśmiały, krótki szept. Nikt inny poza nim nie musiał słyszeć zupełnie nic…
- Watts! Do ciebie! – z zamyślenia wyrwał mnie głos Sue, recepcjonistki w przychodni.
- Idę, idę – odparłam i zbliżyłam się do kobiety.
- Pan do ciebie.
- Zapraszam do sali 206, proszę się tam przebrać i przygotować, a ja zaraz do Pana przyjdę – powiedziałam z uśmiechem do starszego mężczyzny. Lubiłam swoją pracę. Podobało mi się to, że dzięki niej ludzie stawali się tacy jak dawniej, odzyskiwali poprzednią, straconą gdzieś po drodze sprawność. Nie twierdzę, że było lekko, ale czy tylko to, co łatwe jest przyjemne? Lubiłam to uczucie satysfakcji, dobrze wykonanej pracy, udzielonej pomocy. Krople potu występowały na moje czoło, a ja uśmiechałam się tylko coraz szerzej, kiedy je ocierałam. Wiedziałam, że byłam właśnie we właściwym miejscu, na moim miejscu.
- To co, widzimy się w domu? – szepnęłam do Liama, kiedy mijałam się z nim w recepcji. Dobrze było pracować w tej samej przychodni i wymieniać ze sobą jakieś pourywane zdania dotyczące tego, co robimy na obiad albo że trzeba zrobić zakupy czy pranie.
- Powiedziałbym, że tak, ale nie wiem, o której Caro cię od siebie wypuści – zaśmiał się, dając mi czułego całusa. Faktycznie, odkąd Caro rozpoczęła przygotowania do swojego ślubu z Louisem, kiedy się spotykałyśmy nie można było nas rozdzielić. Z laptopem na kolanach przeglądałyśmy suknie ślubne, rozglądałyśmy się za najpiękniejszymi tortami, wymyślałyśmy, co można wygrawerować na obrączkach.
- A co myślisz o „Ja i Ty – na zawsze my”? – spytałam Caroline. Dziewczyna spojrzała na mnie i kilka razy w myślach powtórzyła to krótkie zdanie.
- Podoba mi się – stwierdziła w końcu. Uśmiech na jej twarzy stawał się coraz szerszy z każdym kolejnym razem, gdy powtarzała to zdanie. Byłam z siebie dumna, że mój tekst miał widnieć na ich obrączkach.
- Natalie, nie wierzę, że to już za osiem miesięcy! – powiedziała, opierając głowę o brzeg kanapy. Laptop leżał już spokojnie na stole, a my ściskałyśmy w rękach kubki z gorącą herbatą. - Coś się dzieje? – spytała, zauważając moje zamyślenie.
- Wiesz… Ja będę twoją druhną, drużbą Louisa będzie Harry – zaczęłam niepewnie – Boję się trochę mojej konfrontacji ze Stylesem, wiesz? Sześć lat się z nim nie widziałam, ale rozstaliśmy się w dosyć niemiłej atmosferze.
- Z tego, co mi wiadomo Harry przychodzi sam, przynajmniej póki co tak twierdzi – powoli wyjaśniała mi Caroline – Szczerze mówiąc nie wydaje mi się żeby Styles nadal chował w sobie urazę. Czas leczy rany, nie? Przecież tyle razy sama mi to powtarzałaś.
Uznałam, że Caroline miała rację. Ileż można się obrażać? Ile czasu można być na kogoś złym? Wierzyłam, tak usilnie wierzyłam, że słowa Caro były prawdziwe.
- A wy kiedy planujecie ślub? – zagadnęła mnie Caro, po raz kolejny zerkając na mój pierścionek.
- Po was – zaśmiałam się, nie znając odpowiedzi na jej pytanie – Mamy przecież czas, nigdzie się nam nie spieszy. Pożyjemy, zobaczymy – podsumowałam tajemniczo, a Caro nie drążyła tematu. Zerknęłam na zegarek – Już jedenasta?! – niemal krzyknęłam sama do siebie – Muszę lecieć, Liam już pewnie na mnie czeka i się niepokoi – stwierdziłam i podniosłam się z kanapy.
- Przecież jakby się martwił to by zadzwonił – z lekkim wyrzutem oznajmiła Caroline, stając nade mną, gdy zakładałam buty.
- A myślisz, że on by się przyznał, że się martwi? – spytałam, kiedy się podniosłam. Dziewczyna zaśmiała się i przyznała mi punkt za trafne spostrzeżenie.
Jechałam do domu po zakorkowanych drogach. Dziwiło mnie to, przecież o tej porze drogi są raczej opustoszałe. Gdzieś po drodze minęła mnie karetka pogotowia. „Znowu musieli się gdzieś roztrzaskać. Jeżdżą jak nienormalni…” szepnęłam pod nosem, przestawiając radiostację.
- Cześć skarbie, już jestem! – wrzasnęłam, wchodząc do mieszkania. Już na wejściu nie pasował mi fakt, że drzwi były zamknięte na cztery spusty. Przecież Liam raczej nie zamykał dolnego zamka, kiedy był w domu. Rozejrzałam się po mieszkaniu. Pusto. Czyżby gdzieś wyszedł? Zerknęłam do szafy, aby sprawdzić czy w ogóle wrócił z pracy. Torba z jego rzeczami leżała tam, gdzie zwykle. Spojrzałam na inną półkę. „No tak, trzeba dbać o formę, co?” znowu mruknęłam sama do siebie, gdy zauważyłam, że nie ma jego butów, w których biegał. Podziwiałam go za to. Mimo że zawsze nieźle napracowaliśmy się w przychodni i należał nam się porządny odpoczynek, on i tak zakładał te swoje adidasy i szedł pobiegać. To go odprężało, przynajmniej zawsze tak mi to tłumaczył.
Minął kwadrans. Później następny. Liama jak nie było tak nie ma. Zaczęłam się martwić. Chciałam do niego zadzwonić, ale on nie odbierał. Byłam pewna, że miał ze sobą telefon. Zawsze zabierał go ze sobą. Wtedy komórka służyła mu za odtwarzacz muzyki.
Dochodziła północ, a ja nadal siedziałam sama w domu. W końcu zadzwonił mój telefon. Wcisnęłam zieloną słuchawkę i już chciałam zacząć na niego krzyczeć, ale po drugiej stronie odezwał się kobiecy głos: - Dobry wieczór, tu szpital miejski w Birmingham, przepraszam, że niepokoję o tak późnej porze, ale czy mogłabym porozmawiać z Natalie Watts?
- Przy telefonie – powiedziałam, ale z moim ciałem zaczęło dziać się coś dziwnego. Ton głosu tej kobiety wywoływał we mnie jakieś nietypowe objawy. Moje ręce zaczęły się trząść, a nogi stały się jakby z waty. To był dopiero początek.
- W telefonie Pana Liama Payne’a Pani numer widniał jako kontakt alarmowy…
- Tak, zgadza się, jestem jego narzeczoną. Coś się stało?
- Czy mogłaby Pani przyjechać?
- Będę tam w ciągu dziesięciu minut, ale czy z Liamem wszystko w porządku?
- Proszę przyjechać – zakończyła kobieta i odłożyła słuchawkę. Czym prędzej wsiadłam do samochodu i ruszyłam w stronę szpitala. Czułam się nieprzytomna, jakbym była w jakimś transie.
~ ~ ~ ~ ~
Spory przeskok, wiem.
To chyba nie będzie łatwe.
Nic więcej do dodania.
O mój Boże... Co Ty zrobiłaś? Co z nim? :O
OdpowiedzUsuńJezu...NIE!! Prosze nie usmiercaj Liama !! Nie no płacze ;-; Chyba przestane lubić dramy bo sie za bardzo przywiązuję do bohaterów...albo nie nigdy się mi nie znudzi xd Ale dlaczego Li ?!! Nie mógł to być ktoś inny ? Zabardzo igrasz z moimi emocjami xdd Pozdrawiam i do następnego :**
OdpowiedzUsuńEpilog już dawno dodany, mój ostatni komentarz był sprzed kilku miesięcy, więc trochę mi głupio, że tyle czasu się do tego zbierałam. I akurat trafiłam na tak dramatyczny rozdział. Musiałam sobie trochę odświeżyć pamięć, zobaczyć, co działo się wcześniej, więc od razu przypomniało mi się, jak bardzo lubię Liama. Pomimo, że wciąż gdzieś tam w głębi serca lubię Harry'ego i cieszę się, że to on był facetem Natalie przed Liamem.
OdpowiedzUsuńPod poprzednim postem, kiedy zerkałam na swój komentarz, przeczytałam Twoją odpowiedź na komentarz innej czytelniczki. Przestraszyłam się, jak napisałaś o dramie. Boję się zakończenia, bo już teraz mi smutno, a co dopiero jak stanie się coś naprawdę złego w następnej części. Zmartwiłaś mnie i ogólnie to boję się, że doprowadzisz mnie do łez.
Nie wiem, czy jeszcze zaglądasz na swojego bloga, ale mam nadzieję, że kiedyś zobaczysz, że wciąż tu jestem i czytam dalej. Doczytam do końca, na pewno.
Całusy,
Martis.