sobota, 7 grudnia 2013

9. Cuda

     Czwartkowe popołudnie było tak samo przyjemne, jak to z dnia poprzedniego. Po lekcjach chłopcy zostali na próbie, a mnie udało się namówić Caroline, żeby chwilę z nami została.
     - Jak tam z Deanem? – spytałam, wykorzystując chwilę przerwy w próbach, a co za tym szło - moment względnej ciszy.
     - Nijak – odparła sucho dziewczyna. – Powiedział mi, że chyba to trochę za szybko poszło, że nie chce mnie zranić i że byłoby świetnie gdybyśmy zostali na relacjach czysto koleżeńskich – dodała, zwieszając głowę. Po chwili spojrzała na mnie i bezradnie się uśmiechnęła. – Co zrobić, nie? Takie życie.
     - Caro, ale mnie masz zawsze, wiesz o tym? – przytuliłam ją, próbując choć trochę poprawić jej humor. Poza tym lubiłam jej przypominać ile dla mnie znaczy i że bez względu na wszystko może na mnie liczyć.
     - Wiem, wiem – powiedziała, gładząc przy tym moją dłoń. Takie małe gesty, pozwalały mi przypominać sobie, że ja dla niej jestem równie ważna.
     - Słyszysz to, co ja? – spytałam zdziwiona. Caroline skinęła tylko głową.
     Spojrzałyśmy na scenę, z której płynęła właśnie melodia „The Lazy Song”. Harry i grający na gitarze Niall stali właśnie na środku sceny i próbowali odtworzyć teledyskową choreografię Bruno Marsa. Po chwili do muzyki dołączył przyjemny głos Hazzy. Chłopak znał tę piosenkę na pamięć dzięki mnie i Caroline. Swojego czasu słuchałyśmy jej na okrągło. Udało nam się nawet nauczyć kilku ruchów z teledysku. Na przerwach uczyłyśmy ich Harry’ego i Nialla. Dziwiłam się, że chłopcy jeszcze je pamiętali. Patrzyłyśmy z Caro na scenę i szczerzyłyśmy się jak wariatki.
     - Może byście się łaskawie ruszyły i pokazały nam, jak to się naprawdę tańczy? – zwrócił się do nas Styles. Nie musiał powtarzać swojego zaproszenia. Wymieniłyśmy z Caro porozumiewawcze spojrzenia i po kilku sekundach szalałyśmy na scenie razem z chłopakami.
     To była próba generalna, a dopracowanie wszystkich piosenek wymagało czasu, więc szkołę opuściliśmy dopiero około siedemnastej.
     - Boże, ale jestem głodna – powiedziałam, obejmując rękoma burczący od dobrej godziny brzuch.
     - No co ty nie powiesz – pretensjonalnie odezwał się Horan. Z tym głodomorem to chyba nikt nie miał szans konkurować. On wręcz pochłaniał jedzenie, a mimo to wciąż był tak samo szczupły.
     - A ja mam dzisiaj na obiad pieczonego kurczaczka! O tak! Z chrupiącymi frytusiami! – zaczęła droczyć się z nami Caroline, choć tak naprawdę jej kiszki też już od pewnego czasu wygrywały całkiem ciekawe kompozycje.
     W końcu jednak znalazłam się w domu i zjadłam swój wyczekany obiad. Weszłam do pokoju, ułożyłam torbę pod biurkiem, włączyłam przyjemną muzykę i położyłam się na łóżku.
     Lubiłam ten moment, kiedy mogłam po prostu paść na łóżko, posłuchać muzyki i mieć cały świat gdzieś. Mimo, że byłam szczęśliwa, lgnęłam do mojego wyimaginowanego światka, chciałam do niego uciekać choć na chwilę. Miło było przymknąć oczy i być panem świata, mieć nad wszystkim kontrolę, układać scenariusze najpiękniejszych chwil, które i tak nigdy się nie przytrafią. Marzycielstwo i bujna wyobraźnia czasem sprawiały, że byłam niebywale rozczarowana rzeczywistością, ale jeszcze częściej pozwalały mi ją sobie pokolorować na jakie tylko barwy chciałam. To wbrew pozorom przydatne cechy.
     W końcu postanowiłam wsadzić na krótką chwilę nos w notatki, po czym usiadłam przy komputerze. Wieczór spędziłam w typowy dla mnie sposób – siedząc skulona na niebieskim fotelu i czatując z Caroline i Hazzą.

     O poranku w moim pokoju rozległo się uporczywe pikanie budzika. Wyłączyłam nieprzyjemny dźwięk, oparłam się o biurko i, próbując się dobudzić, jeszcze przez chwilę się przeciągałam.
W chwili, gdy jak co dzień przystępowałam do zrobienia makijażu, spojrzałam w lustro. Zapowiadał się dobry dzień. Po pierwsze – piątki to zawsze fajne dni, a po drugie dni otwarte są bardzo przyjemną i lubianą przeze mnie imprezą. Z racji tego, że miałyśmy siedzieć z Caroline do osiemnastej w szkole, musiałyśmy odpuścić cotygodniowe spotkanie. Nie było powodu, żeby rozpaczać. Przecież to nie pierwszy i nie ostatni piątek.
     Lekcje były wyjątkowo chaotyczne i przerywane. Albo nauczyciele wychodzili, albo to my musieliśmy zanosić stoły czy krzesła do różnych sal. W końcu jednak szkoła opustoszała. Zostali w niej tylko nauczyciele i odświętnie ubrani uczniowie z identyfikatorami przypiętymi do piersi.
     Pierwsi goście zaczynali się schodzić, a aula zaczynała się zapełniać. Stałam razem z Caroline i chłopakami tuż przy scenie.
     - Trzeba iść po Panią Dyrektor i powiedzieć jej, że już zaczynamy. Harry, Natalie? Pójdziecie? – zaczepiła nas Pani Steel. Wszyscy stanęliśmy jak wryci, jednak ani ja, ani Harry nie mieliśmy zamiaru się jej sprzeciwiać. Posłusznie skinęliśmy głowami i ruszyliśmy w stronę dyrektorskiego gabinetu.
     Przemierzając długi korytarz w pewnym momencie poczułam jak Harry chwyta moją dłoń. Z początku nieśmiało, jednak kiedy odwzajemniłam gest, jego palce mocniej i pewniej oplotły moje. Nie zerkałam w jego stronę, choć kątem oka widziałam, że on nie odwraca ode mnie swoich oczu.
     Zapukałam do drzwi gabinetu, a tuż przed wejściem razem z chłopakiem grzecznie rozłączyliśmy swoje dłonie.
     - Pani Dyrektor, zapraszamy na aulę. Goście już czekają – powiedziałam, najbardziej uprzejmie jak tylko potrafiłam.
     - Przyszli pierwszoklasiści pewnie już nie mogą się doczekać rozpoczęcia – z uśmiechem i miłym nieskrępowaniem dodał Harry.
     Dyrektorka odpowiedziała, że za minutę będzie, a my opuściliśmy gabinet i z powrotem udaliśmy się na aulę. Ponownie stanęliśmy pod sceną z resztą ekipy. Impreza już się zaczęła, a chłopcy przygotowywali się do wejścia na scenę.
     - Boisz się? – spytałam Stylesa, odgarniając z jego czoła pojedyncze, niesforne kosmyki.
     - Trochę – odparł. – A dostanę coś na szczęście? – dodał, prezentując mi swoje urocze dołeczki.
     - Kopniaka? Zawsze! – odpowiedziałam i już chciałam stanąć za chłopakiem, aby na szczęście skopać mu tyłek. On jednak chwycił mnie za dłonie.
     – Niezupełnie o kopniaka mi chodziło - powiedział cicho, ale radośnie.
     Poczułam na swoich ustach jego ciepłe, miękkie wargi. Odprowadziłam go wzrokiem na scenę, po czym ściskając w rękach aparat szukałam jakiegoś dogodnego miejsca do robienia zdjęć. Oddaliłam się od sceny i zaczęłam naciskać spust migawki. Dopiero przy jednym z ujęć zorientowałam się, że Harry spogląda prosto w obiektyw. Nie chodziło mu jednak o to, aby dobrze wyjść na zdjęciach. Denerwował się. Patrzył w moją stronę, aby się skupić, aby trochę się uspokoić, poczuć się jak wtedy na pierwszej próbie.
     Powiesiłam aparat na szyi i spokojnie wpatrywałam się w twarz Hazzy. Z uśmiechem słuchałam jego przyjemnego głosu, który teraz zaczął brzmieć pewniej i głośniej. Wyglądał jeszcze cudowniej, mając na sobie koszulę w kolorze łagodnego błękitu, ściskając w rękach mikrofon, oświetlony jasnym światłem. Wlepiałam w niego zielone tęczówki, a głos w mojej głowie aż krzyczał ze szczęścia. „Nats, ty farciaro. Jeden cud o imieniu Caro już znalazłaś. Drugi stoi na scenie i śpiewa tylko dla ciebie. Może być lepiej?”, powtarzałam w duchu.
     Są ludzie, którzy mówią, że cuda nie istnieją. Inni uważają, że cuda to wyleczenie ze śmiertelnej choroby. Dla mnie, moimi osobistymi cudami była ta dwójka. Caroline, czyli ta lepsza wersja mnie, czyli idealne uzupełnienie mojej osobowości w drugim ciele. Taki prywatny płomyk, który nie gasł nawet przy największej ulewie. Własny promień słońca w najbardziej pochmurne dni. Indywidualny przewodnik, który prowadzi mnie, gdy nie wiem dokąd iść.
     Chłopaka stojącego na scenie określiłabym cudem numer dwa. Wytrzymywał ze mną, mimo że bywałam nieznośna. Dotrzymywał towarzystwa, nawet gdy tak bardzo odganiałam od siebie wszystkich ludzi, gdy myślałam, że jedyne czego potrzebuję to samotność. Milczał ze mną, kiedy tego potrzebowałam. Słuchał, kiedy musiałam się wygadać. Mówił, kiedy nie było mnie stać na żadne słowa.
     Ludzie mówią, że można kochać tylko jedną osobę. Bujdy. Ludzie mówią, że cuda przydarzają się tylko dobrym ludziom. Jeszcze większe bzdety. Tych dwoje uświadomiło mi, że nie warto słuchać, co ludzie mówią. Jedyny prawdziwy głos jest gdzieś tam, we mnie, podobno w sercu.
     Na sali rozległa się burza braw, która momentalnie sprowadziła mnie na ziemię. Z powrotem chwyciłam do ręki aparat i szybko zaczęłam robić zdjęcia.
Pod koniec dnia siedzieliśmy w jednej z pracowni z Caro, Niallem i Hazzą. Już prawie wszyscy opuścili szkołę, później nadszedł czas na sprzątanie.
     - Nareszcie wolność! – krzyknął Horan, kiedy znaleźliśmy się już na zewnątrz.
     - Aż tak źle ci z nami? – spytał z wyrzutem Harry.
     Wszyscy zaczęli się rozchodzić. Na koniec jak zwykle stanęłam z Caroline przy moim przystanku. Przyjechał jeden autobus, ale nie miałam ochoty jechać do domu, nie chciałam się z nią rozstawać. Drugi, kolejny…
     - Dobra, tym już wypadałoby jechać – powiedziałam, widząc z daleka nadjeżdżający pojazd. Zbliżyłam się do Caroline. – Jesteś moim cudem, wiesz? – szepnęłam jej na ucho.
     Spojrzałam na jej zdziwioną twarz i uśmiechnęłam się. Lubiłam ją tak zaskakiwać. Miło było czuć, że wciąż potrafię sprawiać jej niespodzianki, mimo że znamy się już tyle czasu.


Już 9 za nami. Dobrze, że wciąż TYLE przed nami.
kochające
M&K

8 komentarzy:

  1. Rozdział cudowny jak zwykle :) Ciągle ciekawi mnie co dalej i jeszcze dalej będzie :D Czekam z niecierpliwością na kolejny! Całuję, Natalia xx

    OdpowiedzUsuń
  2. Harry to słodziak! :) myślę że mu i Nats będzie się dobrze układać. a ten kawałek na temat cudów - niesamowity :) ale i tak nadal pragnę Zayna! :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam! Zostałaś nominowana do Libster Awards. Jeżeli nie chcesz przyjąć nagrody, po prostu pomiń ten komentarz. Więcej na: http://twenty-secrets-of-love.blogspot.com/2013/12/nominacja-do-libster-awards.html. Pozdrawiam, Kadu ;*

    Chodzi mi tutaj bardziej o blog z Brunem, ale chyba już na tamten nie wchodzisz.

    OdpowiedzUsuń
  4. Cieszę sie, że znalazłam to opowiadanie. Wszystkie rozdziały przeczytałam błyskawicznie. Przez chwilę trochę szkoda było mi Zayna, ale już mi przeszlo. Jest dupkiem i teraz niech za to płaci. Za to Harry jest kochany i słodki. Ile ja bym dała za takiego chłopaka, ojej...

    OdpowiedzUsuń
  5. Kocham, kocham, kocham ! ♡♡♡ Ten blog jest cudowny ! Jeden z 2 najlepszych jakie kiedykolwiek czytałam ^^ Kiedy będzie next ? :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Caro + Dean, oni są idealni. Dlaczego mi to robicie? Dlaczego im to robicie? Dlaczego nam to robicie? I chcę Harry'ego. Zastanawiam się co z Zayn'em.

    OdpowiedzUsuń
  7. No cóż, skoro Caro to najlepsza przyjaciółka Nats i "jej cud", to chyba wypada mi się do niej przekonać, co? To znaczy, nie żebym jej nie lubiła, choć przyznam, że jest mi nieco obojętna. Mimo to trochę przykro, że nie wyszło jej z Deanem. Jednak myślałam, że to może oni będą taką "stałą parą", która jak już się schodzi, to będzie razem przez całe opowiadanie (w serialach przez co najmniej sezon, na przykład, no wiecie). Może to i miłe zaskoczenie? Czegoś zawsze się spodziewam, a Wy mnie zaskakujecie. Fajnie jest mieć niespodzianki, przewidywanie jest nudne, prawda? :D Aw, coraz bardziej podoba mi się to, że kiedy Hazza się denerwuje, to szuka oparcia w Nats. Że patrzył tylko na nią <3 Hats forever *-*
    Pozdrawiam, xx!

    OdpowiedzUsuń