Ubrana w swoje świeże ubrania zaczęłam kręcić się po mieszkaniu, zastanawiając się, co powinnam teraz ze sobą zrobić. Nie musiałam iść do pracy, przecież mnie zwolnili. Rzeczy moje i Liama przysłali pocztą. Spojrzałam na dwa pudła ustawione niedaleko drzwi. Niewiele myśląc, podniosłam je i przeniosłam do salonu. Chwyciłam wielki nóż i rozdarłam tekturę. Wypakowałam swoje rzeczy. Przez dłuższą chwilę zastanawiałam się, co zrobić z rzeczami Liama. „Natalie, musisz pozbyć się części jego gratów. Musisz” powiedziałam do samej siebie. Otworzyłam tę wielką szafę i znowu ogarnął mnie jego zapach. Zaciągnęłam się nim. Już chciałam wyjmować jego rzeczy, już miałam zacząć to robić, ale… zdałam sobie sprawę, że sama nie dam rady. Nie byłam aż tak silna, jaką chciałam być. Potrzebowałam Caroline tuż obok. Teraz.
Chwyciłam podłączony do ładowarki telefon i wykręciłam znany numer. Jeden raz, drugi, nie odbierała. Nie byłam pewna czy była w pracy czy nie. Postanowiłam do niej pojechać. Na niczym mi nie zależało, nic nie traciłam. Zresztą tak czy owak musiałam zajrzeć do jakiegoś sklepu żeby zaopatrzyć swoją lodówkę w jedzenie, a i jakieś pudła by się przydały. Znalazłszy preteksty do wyjścia z domu, nie pozostawało mi nic innego jak tylko ruszyć w drogę.
Chwilę później stałam już pod mieszkaniem Caro i Lou. Zupełnie pustym mieszkaniem. Nerwowo przestępowałam z jednej nogi na drugą, posłusznie wsłuchując się w nieznośne pikanie w słuchawce. Caro wciąż nie odbierała. Wykręciłam więc numer Tomlinsona.
- Cześć Lou! Mógłbyś mi powiedzieć, gdzie znajdę Caro? Nie odbiera telefonu – powiedziałam radosnym głosem, co musiało go mocno zdziwić. Jeszcze nie tak dawno temu Caroline próbowała do mnie jakoś dotrzeć, ale bezskutecznie. Wydawało mi się, że nie było to tak dawno temu, jednak pogrążając się w swoim świecie, zupełnie straciłam poczucie czasu.
- Nats, wszystko w porządku? Od dwóch miesięcy praktycznie nie było z tobą żadnego kontaktu – zaczął Louis, sprytnie zmieniając temat.
- Potrzebowałam czasu. Już po wszystkim. Teraz powiedz mi, gdzie jest Caroline – surowo nakazałam mężczyźnie. Słyszałam jego krótki oddech.
- Nie wybaczysz jej tego… ona sama nie potrafiła sobie wybaczyć, że idzie tam bez ciebie… - odezwał się głos narzeczonego mojej przyjaciółki – Poszła wybierać suknię ślubną…
Zapytałam w jakim salonie jest aktualnie Caroline. Nie mogłam mieć do niej żadnych pretensji. To ja odcięłam się od niej, a nie ona ode mnie. Byłam pewna, że poszła tam sama tylko dlatego, że ja ostatnio byłam nieco „poza zasięgiem”. To była moja wina i dobrze o tym wiedziałam.
Stanęłam pod podanym mi adresem z zamiarem wypicia duszkiem całego piwa, które nam nawarzyłam. Nam, mnie i Caroline.
Po cichu zakradłam się do środka. Miałam niesamowite szczęście. Nie dość, że nikt mnie nie zauważył to na dodatek na samym środku salonu, przed ogromnym, potrójnym lustrem stała Caroline. Kobieta, bo tak wtedy musiałam ją nazwać, miała na sobie przepiękną, śnieżnobiałą suknię. Uszyty z drapowanego materiału gorset, odsłaniał jej ramiona i kawałek pleców. U góry, tuż nad piersiami znajdowało się kilka drobnych, niezwykle delikatnych róż ułożonych ze zmyślnie zwiniętego materiału. Suknia od bioder bajkowo się poszerzała, tworząc niemal idealną, niezachwianą konstrukcję. Naszyta biała tkanina tworzyła śmiałe falbany, które sprawiały wrażenie ciągłego ruchu. Caroline uważnie przeglądała się sobie z każdej strony ze skołowaną miną. Wiedziałam, że nie miała pojęcia, co powinna zrobić i jaką decyzje podjąć. Potrzebowała bliskiej duszy, która szczerze powie, co myśli. Zdawała się w ogóle nie słyszeć pochwał zgromadzonych wokół niej ekspedientek.
- Powinnam cię zabić za to, że przyszłaś tutaj beze mnie – powiedziałam śmiało i głośno. Oczy wszystkich sprzedawczyń natychmiast się we mnie wbiły. Mnie interesowało jednak tylko oszołomione spojrzenie Caroline. Jej brązowe oczy były jeszcze większe niż zwykle. Wyglądała jakby zobaczyła ducha. Bawiło mnie to zaszokowanie. – Powinnam, ale szkoda mi tej cudownej sukienki. Wyglądasz przepięknie – dodałam, powoli się do niej zbliżając. Stanęłam tuż przed nią i ujęłam jej wystraszoną, bladą twarz w dłonie – Co się tak patrzysz jakbyś ducha zobaczyła? To tylko ja – powiedziałam po cichu, opierając swoje czoło na jej. Przyłożyła swoje dłonie do moich. Z jej oczu spłynęło kilka łez.
- Myślałam, że już cię nigdy nie odzyskam. Bałam się, że już nie wrócisz - szepnęła roztrzęsionym głosem.
- Miałabym przegapić twój ślub? Chyba oszalałaś. Nigdy w życiu. W końcu jestem twoją druhną, nie? – wciąż utrzymywałam swój radosny ton.
Szłyśmy przez nieco opustoszałe Birmingham. Było dokładnie południe, a słońce jeszcze nie schowało się za chmurami. Niemal cały czas trzymałyśmy się za ręce jak małe dziewczynki, obawiające się, że jedna zgubi się drugiej. Weszłyśmy do najbliższej kawiarni i usiadłyśmy naprzeciwko siebie.
- Natalie, powiedz mi, ale tak szczerze… – niepewnie zaczęła Caroline, kiedy kelnerka przyjęła już nasze zamówienie. Zachowywała się jakby dokładnie badała grunt, zastanawiała się czy powierzchnia, na której planuje postawić swoje stopy jest wystarczająco wytrzymała. W końcu zaryzykowała. – Co się stało, że znowu tu jesteś? Nie wierzę, że tak po prostu wróciłaś do świata żywych. Coś musiało się stać, prawda? – w oczekiwaniu na odpowiedź, dokładnie prześwietlała mnie swoimi ciemnymi oczyma. Sprawdzała czy na pewno nic mi nie jest, czy naprawdę wszystko jest już w porządku. Nie trzymałam jej długo w niepewności.
- To głupie, ale miałam sen, wiesz? Śnił mi się Liam. Przytulał mnie i mówił, że wszystko będzie w porządku, że jeszcze kiedyś się spotkamy. Nieprędko, ale kiedyś na pewno – mówiłam, a ku mojemu zdziwieniu w moich oczach nie zbierały się już łzy. Patrzyłam na nią, uśmiechając się pod nosem. Cieszyłam się na wspomnienie tej swojego rodzaju wizji, która mnie wskrzesiła – Musiałam mu obiecać, że nie będę się już smucić. Musiałam przysiąc, że zacznę żyć za nas dwoje – powiedziałam, patrząc w jej piękne, ciemne tęczówki. Chwyciła moją rękę.
- Dobrze, że wróciłaś. Dobrze, że Liam postawił cię na nogi – oznajmiła, nieśmiało się uśmiechając.
- Ale jest jeszcze jedna sprawa. Właściwie to kilka spraw – zaczęłam niepewnie. – Muszę doprowadzić się do porządku i na dobre wrócić do normalności. Będziesz musiała mi pomóc. Jesteś na to gotowa?
- Zawsze! Czekałam aż to powiesz! – stwierdziła z entuzjazmem. Byłam pewna, że i tym razem mnie nie zawiedzie.
- Po pierwsze muszę zrobić porządek w rzeczach Liama. Nie ma sensu żebym je u siebie na siłę przetrzymywała. Zostawię tylko te, które chciałabym zatrzymać. Mogę na ciebie liczyć? – spytałam, a ona tylko skinęła głową. – Poza tym potrzebuję nowej pracy i nowego mieszkania. Nie umiem tak po prostu żyć bez niego w jego mieszkaniu. Jeśli mam zacząć nowe życie to z nim w sercu, a nie wokół siebie.
Nie musiałam długo prosić Caroline o pomoc. Jeszcze tego samego dnia siedziałyśmy w moim mieszkaniu, pakując do pudeł rzeczy Liama.
- Czyli tak: to pudło idzie na śmietnik, tamte dwa oddajemy potrzebującym, a trzecie zostawiasz? – spytała Caro, wskazując wszystkie kartony po kolei.
- Taki mam plan – powiedziałam i głośno przełknęłam ślinę. Musiałam mocno walczyć sama ze sobą żeby po raz kolejny nie zacząć płakać. Miałam być silna, więc taka będę.
Z każdym dniem nasze mieszkanie coraz bardziej przestawało być nasze. Wynosiłam z niego kolejne rzeczy moje albo Liama. Tymczasowo przeniosłam się do domu rodziców. Cieszyli się, że wreszcie mogli mieć mnie na oku. Ostatnio dałam im trochę popalić.
Wszystko zaczęło się układać. Znalazłam pracę jako masażystka w jednym z salonów odnowy biologicznej, a dla zabicia czasu pomagałam Caroline i Louisowi z organizacją ślubu. Lubiłam czuć się potrzebna. Wkrótce udało mi się sprzedać uroczą kawalerkę i kupić coś nowego.
Obeszłam wszystkie pomieszczenia, oglądając je tak dokładnie jak wtedy, kiedy byłam tu po raz pierwszy. Opuszkami palców gładziłam kuchenny blat czy stolik w głównym pokoju. Wyszłam na balkon, by tak jak wtedy odetchnąć i poczuć tą wolność. Zerknęłam w niebo. Wiedziałam, że on gdzieś tam jest i czeka na mnie. Spotkamy się, ale jeszcze nie teraz. Jeszcze nie.
Patrząc na niebieskie sklepienie, miałam nadzieję, że on też patrzy czasem na mnie. Myślałam sobie, że jest ze mnie dumny, że jestem taka silna i że sobie poradziłam. Czułam jego obecność w ciepłych promieniach słońca i chłodnych podmuchach wiatru. Obejmował mnie strugami deszczu, całował płatkami śniegu.
- Natalie, chodź – po cichu powiedziała Caroline, stając tuż obok. Objęła mnie od tyłu i cmoknęła w policzek. – Widzisz Liam, popatrz jaką mamy silną Natalie! Będzie jeszcze silniejsza, mówię ci! – beztrosko szepnęła w błękitny ocean, rozciągający się nad naszymi głowami.
- Chodźmy – powiedziałam pewnie, ciągnąc przyjaciółkę za rękę. Zamknęłam mieszkanie. Zamknęłam za sobą swoją przeszłość. To nie było tak, że chciałam zostawić ją za sobą, chciałam o niej zapomnieć. To było jak z książką. Nieznajomość poprzednich rozdziałów nie pozwala w pełni zrozumieć następnych. Z kolei, aby rozpocząć nowy rozdział, najpierw trzeba zamknąć stary. Nie wiedziałam, czy to co nadejdzie będzie lepsze od tego, co było. Byłam jednak pewna, że jakiekolwiek wyzwania postawi przede mną życie, pokonam je. Będę czerpała ze świata tyle, ile tylko zdołam unieść. Za mnie. Za Liama. Za nas dwoje.
~ ~ ~ ~ ~
Pełne garście życia.
Niebo pełne błękitu i słońca.
Tyle tylko mogę dać.
Tyle tylko chcę.
Jak zwykle fantastyczny rozdzial. Bardzo sie ciesze ze Natalie "wrocila". Ogólnie uwielbiam twojego bloga , te wszystkie emocje ktore odczuwam podczas czytania twojego bloga. Podziwiam cie za to jak swietnie potrafisz pisac.*.* Caly czasz nurtuje mnie pytanie kim jest ta osoba ktora potracila liama.xDD Czekam z niecierpliwoscia na nastepny rozdzial :DD
OdpowiedzUsuńJesus... czytam komentarz nad moim, i sama zaczelam sie zastanawiac, kto potracil Liama, a jak to byl Hazz ? To normalnie w swoim opowiadaniu goze zlosci usmierce xdd Ale taj na marginesie Cudowny blog, nie wiem czemu tak malo osob komentuje, nie wiedza co traca :* Pozderki :3
OdpowiedzUsuńPowtórzę to, co napisałam pod poprzednim postem: dajesz do myślenia. I rozdajesz tyle emocji, że wciąż nie mogę się pozbierać. Chociaż Natalie wreszcie ruszyła do przodu, podniosła się, dała radę, ja wciąż płaczę. Beksa ze mnie, wiem. Ale już tak mam. Różnica jest taka, że teraz łzy nie pojawiły się tylko ze smutku. Teraz, w pewnym chorym sensie, trochę z radości. Że Natalie ma taką wspaniałą przyjaciółkę, która tak doskonale ją rozumie, która jest obok, zawsze i wciąż. Że jej się udało i jakoś się pozbierała, tak jak obiecała Caro i Liamowi. Że daje radę. Po prostu cieszę się, że Nats zaczyna żyć. Choć moje serce wciąż trochę boli, bo wiem, że Liam już nie wróci w Twojej historii. I wciąż nie mogę tego pojąć. Jednego dnia wszystko potrafiło się zmienić. To przerażające.
OdpowiedzUsuń"Nieznajomość poprzednich rozdziałów nie pozwala w pełni zrozumieć następnych. Z kolei, aby rozpocząć nowy rozdział, najpierw trzeba zamknąć stary." Mądre słowa. Chyba mój ulubiony cytat z Twojej historii. Aż mam ochotę zapisać go gdzieś w notesiku. Żebym kiedyś, jak będę przeglądać stare rzeczy, wciąż pamiętała, jaką cudowną opowieść przeczytałam. Ile emocji mi zafundowała jego autorka i ile mądrości przekazała mi w niektórych linijkach tekstu.
Pozdrawiam, xx
Martis.