niedziela, 27 kwietnia 2014

4. Maskarada, przebrania i wyćwiczone kwestie

     Siedziałam na łóżku, wpatrując się w obrazek na komputerowym pulpicie. Nerwowo stukałam paznokciami w jeszcze ciepłe urządzenie. Przygryzając wargę, myślałam, co powinnam teraz ze sobą zrobić. Szybko złapałam za telefon i zadzwoniłam do jedynej osoby, której zawsze mogłam powiedzieć, co mnie męczy.
     - Caro, masz czas dzisiaj wieczorem? Mogę się do was wprosić? Chyba że ty wolisz przyjść do mnie? – bezceremonialnie zapytałam przyjaciółkę.
     Po chwili konsternacji dziewczyna stwierdziła, że woli abym ja przyszła do niej. O umówionej godzinie stawiłam się pod już dobrze znanym mi adresem.
     - No cześć – przywitała mnie Caro i po krótkim uścisku, wpuściła do środka niedużego mieszkania.
     - A gdzie masz Louisa? Albo inaczej, jak się go pozbyłaś? – spytałam, rozglądając się po pustym mieszkaniu.
     Muszę przyznać, że było przytulne. Zawsze wiedziałam, że mieszkanie Caroline będzie ładnie urządzone, że będzie przyjemne, że będzie chciało się w nim przebywać. Tak też było. Ściany kuchni pokrywała oliwkowa zieleń farby i delikatne, beżowe płytki, które w połączeniu z jasnymi meblami dawały temu pomieszczeniu jakiś dziwnie domowy, może nawet swojski charakter. Łazienka utrzymana była w błękitach, a reszta mieszkania malowała się w ciepłych żółciach i stonowanych pomarańczach.
     - Nie wiem gdzie poszedł. Powiedziałam mu po prostu, że ty do mnie wpadasz, więc on ma zniknąć. Może poszedł odwiedzić mamę? Nie wiem, mniejsza z nim. Coś czuję, że ty masz mi dużo więcej do powiedzenia. Bez powodu byś się nie wpraszała – stwierdziła Caro i wprowadziła mnie do kuchni.
     Z całego mieszkanie chyba najbardziej lubiłam siedzieć właśnie tam, przy tym niedużym wykonanym z brzozowego drewna stoliku. Lubiłam patrzeć, co działo się za oknem znajdującym się tuż nad jasnym meblem. Nawet delikatny ruch bladozielonych zasłon sprawiał mi swojego rodzaju frajdę.
     - Jak zawsze herbata? – spytała mnie dziewczyna, wyrywając z chwili delektowania się przyjemnym wnętrzem pomieszczenia. W odpowiedzi na jej pytanie skinęłam tylko głową.
     - Lubię to wasze mieszkanko. Też chciałabym tak mieszkać… - powiedziałam cicho, kiedy dziewczyna już postawiła przede mną solidny kubek gorącego napoju. Miałam nadzieję, że może nie usłyszała tego, co powiedziałam. Nie ona, ona słyszała wszystko.
     - Mogłaś tak mieszkać. Trzeba było wyjechać z Harrym do Glasgow, ale ty nie wiedzieć czemu wolałaś zostać tu, w Birmingham, i gnieść się z rodzicami – Caro natychmiast wysunęła swój nieśmiertelny argument. Harry. Czy ona miała zamiar zawsze wspominać o moim chłopaku, kiedy tylko zacznę na coś narzekać?
     - Po pierwsze to nie gniotę się z rodzicami. Wiesz, że mój dom jest ogromny i nikt nigdy nie wchodzi mi tam w drogę. Po drugie uwielbiam Birmingham i nie chcę stąd wyjeżdżać. Tutaj jest mój dom, to tutaj od zawsze chciałam studiować.
     - Nie chciałaś iść na kompromis to teraz musisz pocierpieć – znowu skrytykowała mnie Caro. Starałam się trzymać nerwy na wodzy, jednak czułam, że jeszcze kilka tego typu zdań i atmosfera stanie się naprawdę gęsta. – No to o czym chciałaś pogadać? – spytała Caro, udając troskę w głosie.
     Moje zaufanie do niej w tamtym momencie zaczęło trochę szwankować, więc pod troską wyczuwałam bardziej ciekawość.
     - Brakuje mi tu kogoś mojego, wiesz? Kogoś, do kogo mogłabym się przytulić, kogo mogłabym pocałować. Chciałabym mieć przy sobie kogoś, kto razem ze mną położy się pod kocem i ogrzeje mnie w te beznadziejne jesienne dni – mówiłam, bawiąc się postawionym przede mną kubkiem.
     Dokładnie gładziłam opuszkami palców jego krawędzie. Wlepiałam wzrok w ceramiczne naczynie jakby to ono miało mi odpowiedzieć. Nie chciałam patrzeć na Caroline. Dziewczyna znała mnie jednak za dobrze i natychmiast wyczuła, że coś w mojej wypowiedzi jest nie w porządku.
     - Czekaj, czekaj – przerwała mi. – Dlaczego mówisz, że chciałabyś mieć „kogoś”? Spodziewałam się raczej marudzenia typu „tęsknię za Harrym”, „chciałabym przytulić się do Harry’ego”, „byłoby fajnie gdybym miała Stylesa tuż obok”…
     - Widzisz, sęk w tym, że ja.. – zawiesiłam głos i spojrzałam w jej ciemne tęczówki – ja już chyba nie kocham Harry’ego. Ja już nawet nie mam o czym z nim rozmawiać, źle się czuję będąc w jego towarzystwie, o ile w ogóle kontakt przez internetowy czat można nazwać towarzystwem.
     - Wiedziałaś w co się pakujesz, wiedziałaś, że będzie ciężko. Czemu tak szybko się poddajesz?
     - Czuję się porzucona, wiesz? To jest trochę tak jakby on wybrał karierę, studia zamiast mnie. Znaczę mniej niż pływanie, mniej niż jego pasja. Źle mi z tym… Poza tym nie myślałam, że aż tak będzie mi brakowało jego fizycznej bliskości. Caro, ja częściej uprawiałam seks w liceum niż teraz! Ja nie potrafię żyć przez całe studia w celibacie. Kiedy mam kochać najmocniej jeśli nie teraz? Kiedy mam mdleć z miłości, jeśli nie teraz? Kiedy mam tracić oddech, chłonąć tą całą przyjemność i wręcz dławić się szczęściem jeśli nie teraz?
     Caro patrzyła na mnie, a jej źrenice rozszerzały się z każdym kolejnym słowem, padającym z moich ust. Jej twarz pobladła, a ona zdawała się nie dowierzać własnym uszom.
     Milczałyśmy. W całym mieszkaniu panowała głucha cisza. Słyszałam jak tyka zegar postawiony na lodówce. Do moich uszu docierał jej niespokojny oddech.
     - Nie wierzę Natalie… Jak możesz w ogóle coś takiego mówić? Myślisz, że jemu jest łatwo? Czy on dla ciebie już naprawdę nic nie znaczy? Zawsze myślałam, że żartujesz, kiedy mówiłaś, że jesteś egoistką. Myliłam się. Dla ciebie naprawdę nie liczy się nikt poza tobą, nie? Liczysz się tylko i wyłącznie TY! Mała Natalie, która zawsze od życia dostaje to, czego chce. Nats nie czeka, Nats się nie ogranicza, Nats nie cierpi, Nats nie wie, co to tęsknota. Nats nie jest wierna. Pytanie czy nie jesteś wierna tylko Harry’emu czy każdego kolejnego chłopaka będziesz traktowała jak jego. W sumie to przecież z Harrym całowałaś się, kiedy jeszcze oficjalnie byłaś parą z Malikiem. Ty chyba już tak masz. Kiedy Ci się znudzi albo zaczną się jakieś problemy to zmienisz jednego na innego. Przecież tego kwiatu jest pół światu, nie? – mówiła z istnym szałem w oczach.
     Nie wiedziałam jak się przed nią bronić. Nie myślałam, że za argument posłuży jej Zayn. Wiedziała przecież jak bardzo wrażliwym tematem jest dla mnie Malik. Nie spodziewałam się aż tak ostrych słów. Nie oczekiwałam, że w pełni mnie zrozumie, ale miałam nadzieję, że chociaż zachowa swoją opinię dla siebie.
     Na jej dotąd blade policzki wylał się rumieniec złości, a ona mówiła dalej.
     – To kto jest teraz na twoim celowniku? Pewnie ten gość z kawiarni. No, a jak on ci się już znudzi? Masz jakieś zastępstwo? Wiesz, ktoś taki jak ty powinien być przygotowany na każdą okoliczność.
     - Caro, przestań! – krzyknęłam w końcu, uderzając w stół. Dziewczyna zamilkła. Uspokoiłam drżący głos i zaczęłam tłumaczyć jej swój punkt widzenia – Nie wiesz jak to jest mieć kogoś, ale jednocześnie go nie mieć. Ty codziennie zasypiasz i budzisz się przy Louisie. Możesz go przytulić, pocałować, poczuć przyjemne ciepło jego ciała, kiedy tylko zechcesz. Ja jestem uwiązana do laptopa. Kanciaste urządzenie ma mi zastąpić Harry’ego? Caro, ja tak nie potrafię…
     - Bo jesteś słaba. Bo nie potrafisz być wierna. Bo jesteś małym rozpieszczonym dzieciakiem – powiedziała tonem tak chłodnym, że największe zimowe mrozy zdawały się być w porównaniu z nim upałami. Spojrzałam w jej oczy, w których wciąż błyszczały złowrogie iskry. Nie chciałam wywoływać pożaru
     – Ty naprawdę nie rozumiesz… - stwierdziłam – Przepraszam, że w ogóle do ciebie przyszłam. Nie chciałam cię rozzłościć. Odezwij się jak już ci przejdzie – rzuciłam, po czym wstałam od stołu i skierowałam swoje kroki do drzwi mieszkania.
     - Raczej ty daj znać, kiedy tobie przejdzie! – odkrzyknęła na dowidzenia.
     Wyszłam z budynku. Na zewnątrz panowała okropna pogoda. Padało, wiało, było ciemno i ponuro. Miałam ochotę zakopać się pod kołdrą i schować przed wszystkimi. Wsiadłam do samochodu i opierając głowę o kierownicę zaczęłam się zastanawiać która z nas miała rację. Może rzeczywiście nie potrafię kochać? Co jeśli naprawdę nie umiem być wierna?

     Od tamtej rozmowy ja i Caroline znacznie się od siebie oddaliłyśmy. Co ja plotę… w ogóle nie utrzymywałyśmy ze sobą kontaktu. Ona nie odzywała się do mnie, a ja, chcąc uszanować jej decyzję, nie wpychałam się na siłę w jej życie.
     Zastanawiało mnie jedno – dlaczego dziewczyna tak uparcie broniła Harry’ego? Dlaczego aż tak zależało jej na związku moim i Stylesa? Przecież to normalne, że ogromna część licealnych par rozpada się na studiach. Co ją tak dziwiło? Nie znałam odpowiedzi na te pytania, ale aktualnie większy problem zajmował moją uwagę.
     Zbliżał się dzień przyjazdu Harry’ego. Musiałam nauczyć się nosić moją maskę. Zaczęłam się nawet zastanawiać, po co udawałam. Dlaczego to wszystko? Do czego potrzebna jest mi ta cała maskarada, przebrania i wyćwiczone kwestie?
     Zrozumiałam, kiedy na dworcu zobaczyłam tę jego uśmiechniętą od ucha do ucha buzię i radosne, szmaragdowe oczy. Nie mogłam mu tego zrobić. Nie potrafiłam go zawieść. Nie wybaczyłabym sobie, gdybym zgasiła tę radość, malującą się w jego tęczówkach.
     - Tak się za tobą stęskniłem! – krzyknął na powitanie i natychmiast wziął mnie na ręce. Już chciałam odpowiedzieć, że ja za nim bardziej, ale on zamknął moje usta długim pocałunkiem. Rozdzieliły nas dopiero chrząknięcia mamy Stylesa i jego młodszej siostrzyczki, która też chciała wylądować na ramieniu brata.
     Nie mogłam tego pokazać, ale w głębi ducha byłam im wdzięczna. Pocałunek Stylesa nie był dla mnie tak nieziemskim doznaniem jak wcześniej. Czułam się trochę, jakbym całowała swojego brata, a nie chłopaka. „A może on najzwyczajniej w świecie przestał mnie pociągać? Może już mi się nie podoba? Przecież gusta się zmieniają” myślałam i dokładnie lustrowałam Harry’ego.
     - Co mi się tak przyglądasz? – zagadnął mnie w końcu.
     - Muszę się napatrzeć, tak dawno cię nie widziałam – odparłam z uśmiechem, po czym chwyciłam jego dłoń, którą wystawił w moją stronę i ruszyliśmy na rodzinny obiad do Stylesów.


Ciekawe jesteśmy jak zareagujecie na wszystkie kolejne wydarzenia.

Trzymajcie się cieplutko, buziaki
K&M

6 komentarzy:

  1. tak mi jest szkoda Harrego :(((

    OdpowiedzUsuń
  2. Szkoda mi Harrego. Całkowitą prawdę jej powiedziała Caroline. Zrozumiała jest ona :/ Jak można myśleć tylko o sobie, przecież on to samo odczuwa!:/
    Niech się zmieni sama lub niech ktoś jej da porządną nauczkę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jejkuu szkoda mi Harrego...On zakochany a ona ehhh..
    Mam nadzieję ze w końcu zrozumie...Mogłaby pomyśleć o uczuciach Hazzy a nie tylko o sobie...smutne..
    Rozdział pomimo świetny czekam na kolejny !@TakeMeLIAM1D

    OdpowiedzUsuń
  4. Kochaniutkie trzeba dążyć za własnym szczęściem, a nie cudzym ;-) . Macie pewność, że jemu nie przeszło. :-P.

    OdpowiedzUsuń
  5. musi pogadać z Harrym poważnie na ten temat. Fakt zachowała się tutaj jak egoistka i Caro ma rację, znaczy to tak wygląda.. niech Harry albo Natalie przeniesie się do któregoś to może da radę odbudować ich związek...
    a tak wgl to świetny rozdział ;) czekam na następny :D
    ( chcialabymzniknacchocnachwile.blogspot.com ) <---mój blog zapraszam ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. No nie, no nie. Tyle sie wydarzylo w tym rozdziale, ze nie wiem od czego zaczac! Niezle Wam idzie z akcja, jak zawsze do przodu, ale w odpowiednim tempie - wciaz Was za to uwielbiam. Okej, moze najpierw zaczne od Caro. Dopiero co ja pochwalilam, a tu cos takiego! Autentycznie jestem na nia wsciekla, jakby naprawde rozmawiala z Nats w moim towarzystwie. Jak mogla tak jej nawymyslac? Do diabla, co ona tak faworyzuje Harry'ego? To, ze Nats juz nic do niego nie czuje, to przeciez nie jej wina, nie jej wybor, a ona zaatakowala ja, jakby Nats naprawde po prostu sie nim bawila. Natalie tylko sie zastanawia, mam wrazenie, ze szuka siebie, uklada emocje - przeciez jeszcze nie zrobila nic zlego. Jeez, naprawde nie rozumiem takiego podejscia. Choc w jakims minimalnym procencie moze miec racje. Moze to za szybko? Moze Nats daje sie poniesc emocjom, moze powinna sie mocniej nad tym wszystkim zastanowic. Ale coz, skoro nawet nie poczula juz tego samego, jak pocalowala Hazze, to chyba nic juz ich nie uratuje. Nie potrafie nazwac jej egoistka, mimo wszystko. Mam tylko nadzieje, ze dlugo nie bedzie go oklamywac. Lepiej niech od razu wszystko zalatwi, bo im dluzej bedzie zwlekac, tym mam wrazenie, ze bardziej go zrani. Biedny Harry, naprawde mi go szkoda, chyba niczego sie nie spodziewa. No... O ile nie powie mu Caro, ale mysle, ze nie jest az tak...no, wlasnie. Ciekawa jestem, czy on wciaz ja tak mocno kocha, czy jego uczucia tez oslably. W koncu na razie duzo nie mozna stwierdzic, choc sposob w jaki ja przywital chyba swiadczy o jednym. Coz, Nats naprawde go zrani, o ile odwazy sie mu powiedziec. Nawiasem mowiac, ciekawe, jak Natalie odbiera Liam. Czy jest w ogole jakas szansa na ich zwiazek? No, pewnie tak :D
    Pozdrawiam, xx.

    OdpowiedzUsuń