niedziela, 23 lutego 2014

18. Idealna harmonia

     Nawet nie wiem kiedy zasnęłam. Obudziłam się w środku nocy. Wszędzie było ciemno, a Harry spał w najlepsze. Nie umiałam na nowo zmrużyć oka, więc podniosłam się z łóżka i ruszyłam do kuchni. Ubrana tylko w męską koszulkę i koronkową bieliznę, trzymając w ręku szklankę wody, wyszłam na balkon. Ogarnęło mnie zimne, ale tak przyjemnie świeże powietrze. Uśmiechnęłam się sama do siebie, po czym zaciągnęłam się zawieszonym w atmosferze szczęściem. Moim szczęściem.
     Dopiłam wodę, odłożyłam szklankę i wróciłam do pokoju Harry’ego. Stanęłam w progu i uśmiechnęłam się, widząc śpiącego w najlepsze nagiego chłopaka. Położyłam się obok i okryłam nas kocem. Szczęśliwa jak nigdy wpatrywałam się w sufit tak długo aż w końcu zasnęłam.
*
     - Natalie? Obudź się! – zabrzmiał tuż obok mnie dziewczęcy głosik. Otworzyłam oczy i zobaczyłam małą blondynkę, która skrupulatnie mi się przyglądała.
     – Dzień dobry – powiedziałam, siadając na łóżku. Dziewczynka zbliżyła się do mnie i przyłożyła swoje małe usteczka do mojego policzka.
     - Dzień dobry – odparła, prezentując mi swoje dołeczki. Stała tak przede mną, ubrana w swoją ulubioną jasnofioletową piżamę. – Śniadanie już gotowe – powiedziała, ani na moment nie przestając się uśmiechać. Odwzajemniłam gest, po czym podniosłam się z łóżka i posłusznie trzymając jej rączkę, pozwałam się jej prowadzić do kuchni.
     - Witam największego śpiocha – stwierdził Harry. W luźnej koszulce i krótkich spodenkach stał przy kuchence i przygotowywał śniadanie dla swoich dziewczyn.
     - Dzień dobry – powiedziałam wciąż ciut zaspanym głosem i musnęłam jego policzek. - Co dzisiaj nam zaserwujesz na śniadanie? – dodałam, usadawiając się przy Lottie.
     - Jajecznica – odpowiedział chłopak – Pasuje?
     Spojrzałam tylko na dziewczynkę, by wymienić porozumiewawcze spojrzenia. Pokiwałyśmy głowami i chórkiem stwierdziłyśmy, że taka opcja nam odpowiada. Kilka chwil później Harry postawił przed nami kubki z gorącą herbatą, a następnie talerze z solidną porcją smakołyku.
     Przed południem Stylesowie odprowadzili mnie na przystanek.
     - Lubię tu z tobą stać, wiesz? – powiedziałam, uśmiechając się znacząco do chłopaka.
     - Stać. Jasne… - opowiedział, po czym na krótką chwilę musnął moje usta.
*
     Chcąc czy nie w końcu musiałam rozstać się z uroczym rodzeństwem. Pewna siebie wróciłam do domu, rzuciłam torbę w kąt, po czym nałożyłam na siebie domowe ubrania i jak co sobota zaczęłam sprzątać cały dom. Kiedy mój pokój był już pozbawiony śladów jakiegokolwiek kurzu, weszłam do pokoju Marka. Ten na początku traktował mnie jak powietrze i jak gdyby nigdy nic wlepiał wzrok w komputer.
     - No, a ty to gdzie dzisiaj nocowałaś? – spytał w końcu, ale nie oderwał oczu od monitora.
     - U Caro – odparłam sucho, nie przerywając pracy. On uśmiechnął się głupkowato i cicho powtórzył pod nosem imię mojej przyjaciółki.
     - To fajnie się macie, skoro u niej nocowałaś, a ja wieczorem widziałem ją na mieście z jakimś chłopakiem – powiedział z wyraźną wyższością. Wygodnie oparł się o krzesło i bezlitośnie się we mnie wpatrywał, oczekując odpowiedzi. – Takie kity to możesz wciskać rodzicom, a nie mnie.
     - Nie musisz wiedzieć o wszystkim, co robię… - skwitowałam z braku jakichkolwiek argumentów na swoją obronę. Mój brat właśnie przyprawił mnie o atak serca. Dosłownie.
     - I co? Wsypiesz mnie teraz? – zapytałam bez ogródek. Chciałam wiedzieć na czym stoję. Chyba nie ma nic bardziej dobijającego niż niewiedza.
     - Nie, nie mam zamiaru – odpowiedział, utrzymując swój władczy ton. – Ale będę miał Harry’ego na oku. Niech się strzeże  – podsumował, po czym znów zatopił spojrzenie w ekranie laptopa. Starając się zapomnieć o całym zdarzeniu jakby nigdy nic, sprzątałam dalej.
*
     Obiecałam sobie, że popołudniu choć na chwilę zajrzę do książek. Koniec maja to zawsze czas napiętych terminów. Zmusiłam się do otwarcia notatek, ale pożytek był z tego niewielki. Po półtorej godzinie swoistych katuszy, ułożyłam zeszyty w ładną kolumnę i ustawiłam na drukarce. Zawsze składowałam tam tak zwane „sprawy do zrobienia”. Widziałam wtedy dokładnie ile muszę zrobić i jak dużo czasu jeszcze mi zostało.
     Nie miałam najmniejszego zamiaru spędzać całego weekendu nad książkami czy choćby siedząc w domu. Późnym niedzielnym popołudniem, wsiadłam na rower i ruszyłam w stronę domu Caroline. Wcześniej wysłałam jej krótką wiadomość, że właśnie do niej jadę. Nie prosiłam o pozwolenie czy zaproszenie. To była bardziej informacja. Przyjadę i już. Bez dyskusji.
     - Cześć – powiedziałam, szczerząc się jak wariatka, kiedy moja przyjaciółka otworzyła przede mną drzwi swojego domu.
     - No hej – odpowiedziała, nie kryjąc entuzjazmu.
     Nie byłyśmy w stanie wytrzymać bez siebie, bez dłuższych rozmów ze sobą nawet kilku dni. Musiałam jej przecież o wszystkim opowiedzieć. Przy brzoskwiniowej herbacie mówiłam jej o przeuroczej Lottie, o krewetkach, o Bali na balkonie, o białej róży. Nie odmówiłam sobie także zdradzenia dziewczynie kilku szczegółów z tego, co działo się, kiedy Lottie poszła już spać.
     - Wiesz to było naprawdę niesamowite uczucie. Nie myślałam, że nawet same pocałunki mogą doprowadzić mnie do takiego stanu. To nie były jakieś tam zwyczajne ciary i dreszcze, to była całkiem inna kategoria – mówiłam zachowawczo, nie chcąc wspominać dziewczynie o wszystkim. Ona to rozumiała. Wiedziała, że minimum intymności i chyba prywatności musi zostać zachowane. Wiedziała, że pewnie gdyby była na moim miejscu to też nie powiedziałaby mi zupełnie wszystkiego. To chyba normalne.
     - No, a teraz mi się przyznaj, gdzie się w piątek szlajałaś z Louisem? – spytałam dumnie, wykorzystując informacje, którymi w sobotnie popołudnie uraczył mnie mój brat. Dziewczyna zrobiła tylko wielkie oczy. Oczywiście zainteresowało ją skąd wiedziałam, przecież ona nic nie wspominała mi o tym, że widzi się z Lou. Westchnęłam po czym poinformowałam ją, że niechcący natknęła się gdzieś na Marka.
     - Dowiem się w końcu? – naciskałam. Nie miałam zamiaru odpuszczać. Opowieść za opowieść, nie ma taryfy ulgowej.
     - Zadzwonił do mnie w piątek popołudniu, czy się nudzę i czy nie miałabym się ochoty gdzieś z nim wybrać, ale tym razem bez naszych kudłaczy – zaśmiała się. – Poszliśmy do parku i w sumie kręciliśmy się tam bez celu. On dużo opowiadał o chłopakach, jak to było zanim wyjechał, a ja oświeciłam go na temat tego jak relacja między chłopakami prezentowała się w ciągu ostatnich kilku miesięcy. Najbardziej zdziwiło mnie, kiedy zapytał o Deana. Sądził, że byliśmy kiedyś parą. Sprostowałam jego myślenie. Mówił mi też o swoich tatuażach. Nie wiedziałam, że ma ich aż tyle i na dodatek, że to wcale nie koniec – spowiadała się przede mną.
     Czułam jednak, że to, co mi mówiła było tylko bezużyteczną oprawką. Wiedziałam, że do czegoś zmierzała. Miałam wrażenie, że na tym spacerze stało się coś ważniejszego niż opowieści o tatuażach czy Deanie.
     - Nawet nie zauważyłam, kiedy się ściemniło. Stanęliśmy tuż przy jeziorze. Było tak ładnie, wiesz? W wodzie odbijało się ciemnogranatowe niebo, a nad nami wisiał księżyc w kształcie rogalika. Stałam tak i wpatrywałam się w to wszystko i poczułam jego wargi na swoim policzku. Spojrzałam na niego zdziwiona, może nawet zaszokowana. Nie wiedział, że to było dla mnie takie pozytywne zaskoczenie, więc zaczął mnie przepraszać i mówić, że nie chce mnie do niczego zmuszać czy naciskać, a ja … - przerwała w końcu, aby wziąć głębszy wdech. Przymknęła na moment oczy. Widziałam, że przypomina sobie właśnie każdy szczegół z tamtej sytuacji. Nie poganiałam jej. Nie chciałam odbierać jej tego cudownego obrazu.  – A ja zbliżyłam się do niego i cmoknęłam jego wargi. Lou uśmiechnął się i zaczęliśmy się bezwstydnie całować na środku opustoszałego o tej porze parku. Nats, jak on całuje! – wyrzuciła z siebie, po czym jakby pozbawiona sił padła na łóżko.
     - No jak? – ciągnęłam ją za język.
     - Tak, że nogi się pode mną uginały. Tak, że zapominałam o całym świecie. Tak, że najchętniej bym nie przestawała. Tak, jak nikt.
     - Całował tak, że potem jeszcze przez dłuższą chwilę zastanawiałaś się czy twoje wargi jeszcze należą do ciebie czy już do niego, bo wciąż czułaś na nich to przyjemne mrowienie. Całował tak, że wiedziałaś, że jesteś dla niego najważniejsza. Całował tak, jakby to miał być wasz pierwszy i ostatni pocałunek jednocześnie – kontynuowałam, a Caroline przytakiwała. Padłam na łóżko tuż obok niej. Leżąc, beznamiętnie wpatrywałyśmy się w umocowane nad  nami lampki.
     - Nats, on jest idealny… - nieprzytomnie szepnęła Caro.
     - Wiem – odparłam. – Oni są idealni. Cali nasi, tylko i wyłącznie nasi – stwierdziłam i spojrzałam w jej ciemne oczy. Ona uśmiechnęła się szeroko. Widziałam, że była zakochana po uszy. Widziałam, że ze szczęścia unosiła się kilka centymetrów nad ziemią. Wiedziałam, że aktualnie znajdujemy się w dokładnie takim samym stanie.
     Młode, zakochane, szczęśliwe – czy mógł istnieć lepszy zestaw przymiotników? Miałyśmy wszystko, o czym od zawsze marzyłyśmy. Niezmiennie miałyśmy siebie. Dobrze było mieć u swojego boku kogoś, kto w razie potrzeby wyleje na moją głowę wiadro lodowatej wody. Potrzebowałam kogoś, komu mogłam opowiadać o tym, co dzieje się między mną, a Harrym. Nie wyobrażałam sobie życia bez jej opowieści. Lubiłam słuchać, kiedy mówiła o Lou. Była wtedy cała w skowronkach.
     Zawsze czułam, że jedną dłonią trzymam się Caro, a drugą ściskam rękę Harry’ego. Miałam chłopaka idealnego, takiego, o którym marzy każda dziewczyna i którego życzyłabym każdej dziewczynie. Nie wiem, czy to, co wtedy czułam mogę nazwać miłością. To chyba dla mnie wciąż zbyt wielkie słowo. Wolałam ten stan określać mianem „zakochania”. Potrzebowałam jego bliskości, zarówno tej duchowej, jak i fizycznej. Ten nasz mały, osobisty i tak bardzo intymny świat pozwalał mi się czuć naprawdę kochaną. Byłam wyjątkowa, jedyna. Dzięki niemu. Dzięki temu jak mnie traktował. Dzięki temu, ile dla mnie znaczył.
Miałam wrażenie, że żyję w idealnej harmonii. Wydawało mi się, że osiągnęłam stan takiej równowagi, z której już nic nigdy mnie nie wytrąci. Towarzyszyła mi świadomość, że nie ma rzeczy, która byłaby w stanie zburzyć mój świat. Zapomniałam o tym, że kiedyś bałam się takiego szczęścia. W tamtej chwili po prostu się nim cieszyłam. Do czasu.


Długa przerwa. Chwila oddechu. Potrzebny czas na więcej emocji.
Gotowe?

K&M

4 komentarze:

  1. O mamusiu, Ooooo......! To jest takie, kurde idealne nooo! Tylko martwi mnie to 'do czasu' na końcu. Ehh.... *.*
    Czekam na next.
    ~Bee xx

    OdpowiedzUsuń
  2. kocham przyjaźń Caro i Nats. są cudownymi przyjaciółkami, które mogą sobie mówić o wszystkim. chciałabym mieć taką przyjaciółkę, w dodatku jakbyśmy obie były zakochane. aw, Harry i Lou oboje są mega słodcy! a Mark widzę porządny starszy brat, haha :p
    oczywiście, że jestem gotowa!!

    ps u mnie na wszystkich blogach nowe rozdziały (:

    OdpowiedzUsuń
  3. Awwwwww to jest takie o__o CUDOOOO ! CZEKAM NA KOLEJNYYYYY !

    OdpowiedzUsuń
  4. Do czasu? Jakie "do czasu"? Co Wy mi tu dalej napisałyście, co?! Mam się psychicznie przygotowywać na zerwanie, bądź jakąś ogromną kłótnię? Bo serio, jak do tego dojdzie, to się chyba popłaczę. Teraz, jak już wreszcie dostrzegłam Liama na nagłówku (tak to jest, jak się tylko patrzy, a nie widzi, omg) to się zastanawiam czy on jest powodem tego całego "do czasu". Czy to może chodzi wciąż o Malika? Czy jego postać do końca może już zostanie... no, no taka, jaka jest. Uh, zaczyna mi brakować słów, bo się trochę pod denerwowałam, że sielanka może się niedługo skończyć. Ale cóż, muszę to po prostu przyjąć, nie? Jestem straszna, jeszcze dobrze nie przeczytałam, a już przeżywam. No nic. Na razie cały czas uwielbiam relacje Hazzy i Nats, naprawdę polubiłam Caro, tak nawiasem mówiąc i bardzo, bardzo podoba mi się co dzieje się między nią, a Lou. Fajnie, że się odnaleźli. Że jednak nie jest z Deanem. Teraz jego przyszło mi nie lubić. No, może nie lubić to za dużo powiedziane - jest mi dość obojętny. Pewnie to dlatego, że już prawie się tutaj nie pojawia xd
    Pozdrawiam, xx!

    OdpowiedzUsuń