sobota, 25 stycznia 2014

15. Słodkie toffi

     - Cześć wszystkim – powiedział w końcu Zayn, uśmiechając się nieznacznie.
     Muszę przyznać, że wyglądał bardzo dobrze. Ciemny, kilkudniowy zarost pokrywał jego policzki. Jasna koszulka okryta była kurtką z ciemnego dżinsu. Na grubej tkaninie widniały naszywki różnych, zapewne rockowych, zespołów, a podwinięte rękawy pokazywały poryte kilkoma tatuażami przedramiona chłopaka.
     – Nie będę się rozgadywał, bo przecież nie przyszliście tutaj żeby słuchać mojej gadaniny. Powiem tylko, że bardzo dziękuję wam za przyjście i mam nadzieję, że spodobają się wam zarówno nasze autorskie piosenki jak i covery. Bawcie się! – powiedział trochę nieśmiało Malik.
     Chyba pierwszy raz widziałam go podenerwowanego, stremowanego, poddanego działaniu stresu. Pierwszy raz był pozbawiony tej swojej pewności siebie, nie miał tej swojej cwaniackiej maniery.
Nie wiem na ile była to siła sugestii, a na ile prawda, ale miałam wrażenie, że Zayn mnie obserwował. Czułam na sobie spojrzenie tych niezwykłych oczu. Miałam wrażenie, że bezwstydnie, bez zahamowań wlepia we mnie swój wzrok.
     Wszystko przebiegało normalnie, jak na każdym innym koncercie. Ludzie słuchali, oni grali. Ja słuchałam, Zayn śpiewał. W pewnym momencie chłopak ponownie zwrócił się do publiczności.
     – A na sam koniec zagramy chyba mój ulubiony cover. Swojego czasu ta piosenka znaczyła dla mnie wiele więcej. Chyba dlatego ją lubię. Zwolnijmy tempo. Tak na przyjemne zakończenie tego wieczoru.
     Po pierwszych dźwiękach piosenki przez moje ciało przeszedł dziwnie znajomy dreszcz. „Iris”. Jedna z moich ulubionych piosenek. Utwór, który znałam chyba od zawsze. Kompozycja, w której zakochałam się od pierwszego przesłuchania. Swojego czasu myślałam, że to nasza piosenka, moja i Zayna. On dobrze o tym wiedział i teraz bezlitośnie to wykorzystywał.
     Pozbawiony jakichkolwiek skrupułów Malik, właśnie znęcał się nade mną w najbardziej wyszukany sposób. Obsesyjnie przeszywał mnie spojrzeniem. Nie patrzył na jakikolwiek inny punkt w sali. Przez cały ten czas jego oczy były zwrócone na mnie. Tylko i wyłącznie na mnie.
     Chłopak zaczął zbliżać się do brzegu sceny, zaczął powoli iść w moją stronę.
     Znowu odezwała się we mnie moja impulsywna, nierozsądna natura. Podniosłam się i zaczęłam podążać w jego stronę. Trzęsącymi się nogami wykonywałam kolejne kroki w kierunku mulata. On wciąż nie odrywał ode mnie spojrzenia.
     Zbliżyłam się do niego. Stanęliśmy blisko siebie. Na tyle blisko, że na policzku czułam jego gorący oddech. Na tyle blisko, że czułam jak mój oddech sunie po jego twarzy.
     - Przepraszam Zayn… - odparłam cicho - ale byłeś błędem. Najpiękniejszym jaki kiedykolwiek zrobiłam, ale wciąż błędem - na wpół przytomnym wzrokiem spoglądałam w te oczy koloru słodkiego toffi. Pogładziłam dłonią jego kłujący policzek, po czym wyszłam z lokalu.
     Nie mogłam znieść tych towarzyszących mi po drodze spojrzeń. Ludzie oceniający mnie przy każdym kroku, jak gdyby wiedzieli lepiej ode mnie, co powinnam ze sobą zrobić. Jak gdyby wiedzieli lepiej ode mnie co czuję, co działo się między mną a Zaynem. Przecież oni nie wiedzą nic.
     Odprowadzali mnie wzrokiem do samych drzwi. Zayn wykonał zadanie. Teraz to ja byłam tą złą i zimną kobietą, a on tym biednym i poszkodowanym chłopczykiem.
     Wyszłam na zewnątrz i chciałam wziąć głęboki oddech. Chciałam wypełnić swoje płuca chłodnym powietrzem. Nie potrafiłam. Moje zaciśnięte gardło prawie uniemożliwiało mi oddychanie. Poczułam jak rzęsy zaczynają się ze sobą sklejać, a po policzku zaczyna płynąć cienka struga.
     - Mówiłem. Uprzedzałem. Próbowałem – usłyszałam za plecami. Odwróciłam się.
     - No dalej. No dowal mi jeszcze! Kopnij! Spoliczkuj! Na co czekasz? Nie krępuj się! – krzyczałam, wpatrując się nieprzytomnym wzrokiem w stojącego przede mną Stylesa. On zaczął się do mnie zbliżać. – No dalej. Dobij mnie. Pobij do nieprzytomności – mówiłam, a on wciąż powoli szedł w moją stronę.
Kiedy próbował mnie objąć, zaciśniętymi w pięści dłońmi uderzałam w jego klatkę piersiową, chcąc, aby mnie zostawił. On jednak przytulił mnie mocniej niż kiedykolwiek.
     - Uspokój się. Już po wszystkim. Już. Ciii… - szeptał Harry tuż przy moim uchu.
     Krótki oddech zaczął wracać do normy. Gardło ponownie pozwoliło mi wypełnić płuca powietrzem, a serce normalizowało swój rytm. Jego szept, silne ramiona momentalnie mnie uspokajały. On był moim spokojem. Oazą, w której mogłam schować się przed całym światem. On chronił mnie przed całym otaczającym mnie złem.
     Wciąż schowana w jego uścisku, posłusznie szłam w wyznaczanym przez chłopaka kierunku. Chciałam odejść stamtąd jak najdalej, po prostu zniknąć jak poranna mgła. Tak żeby nikt nie zauważył, że już mnie nie ma. Tak żeby za kilka chwil nikt już o mnie nie pamiętał.
     Harry nie mówiąc ani słowa, odprowadził mnie do domu. Równie dobrze mógł mnie po prostu wsadzić we właściwy autobus i spokojnie pójść do siebie albo wrócić do klubu, do Louisa, do Caro. On jednak wolał iść ze mną w milczeniu przez zaciemnione już o tej porze miasto, nie odzywając się nawet półsłówkiem.
     - Przepraszam – powiedziałam po cichu, kiedy stanęliśmy już przy moim domu. – Przepraszam, powinnam była cię posłuchać – mówiłam coraz pewniej, a on stał w milczeniu i prześwietlał mnie swoimi szmaragdowymi tęczówkami. – Powinnam była posłuchać was wszystkich. Wszyscy mnie ostrzegaliście, uprzedzaliście… ale ja oczywiście nie słuchałam. Ja musiałam zrobić po swojemu, jak zawsze. Nie powinnam w ogóle tam iść. Jestem idiotką. Przepraszam – plotłam jak głupia.
     Styles nie odpowiedział. Po prostu się we mnie wpatrywał.
     - Dobranoc. Śpij dobrze – powiedział, po długiej ciszy. Pocałował mnie w czoło, opuszkami palców musnął wewnętrzną stronę mojej dłoni, po czym tak po prostu odszedł.
     Przymknęłam oczy. Czułam się jakbym straciła wszystko. Nie było już ciepła. Zniknęła radość i śmiech. Teraz ogarniało mnie chłodne, wieczorne powietrze. Nadchodziła lodowata mgła. Wszystko zaczęło chwać się w białej otchłani. Mleczny obłok zabierał wszystko. Nie było już nic.
*
     Nie miałam zamiaru wyściubiać nosa z domu w tamten weekend. Siedziałam zamknięta w swoim pomarańczowym pokoju. Ubrana w wygodne, domowe ciuchy, z kocem owiniętym wokół lodowatych stóp, zastanawiałam się, co powinnam ze sobą zrobić.
     Niedzielne popołudnie, telefon milczy. Łóżko zalane morzem kserówek, notatek, zeszytów i innych podręczników.
     - Walić to – burknęłam pod nosem, po czym zrzuciłam wszystko z obszernego mebla i po prostu wygodnie się na nim rozłożyłam.
     Nie obchodziło mnie nic. Ja nie obchodziłam nikogo. Leżałam i z całkowitą pustką w głowie, kawałek po kawałku badałam wzrokiem mój pokój. W pewnym momencie usłyszałam dzwonek do drzwi. Pozostałam niewzruszona. Jakbym go nie usłyszała. Nie miałam najmniejszego zamiaru ruszać się z miejsca. Przecież nikogo się nie spodziewałam.
     - Natalie! – zabrzmiał jednak z dołu głos mamy. Chcąc czy nie, zwlekłam się z łóżka. Ledwie wyszłam ze swojego pokoju i zobaczyłam stojącą już na korytarzu Caroline.
     - Cześć – powiedziała dziewczyna, dokładnie mi się przyglądając.
     - Nie mówiłaś, że wpadniesz – powiedziałam jakimś jałowym, wypranym z emocji głosem.
     - Wiem. Czasem lubię wziąć cię z zaskoczenia – odparła równie sucho. – Za to ty nie wspominałaś, że odstawisz taką szopkę.
     - Wiem.
     Caroline nic nie odpowiedziała, tylko trącając mnie ramieniem, minęła mnie i weszła do pokoju. Ogarnęła wzrokiem zrzucone z łóżka książki i zeszyty. Delikatnie się skrzywiła.
     - Tornado tędy przeszło? – spytała tonem, w którym dało się wyczuć odrobinę wyższości.
     - Gorzej – powiedziałam, stając w progu. – Ja.
     Nie potrafiłam dłużej znieść tej przestrzeni między nami. Jakbyśmy udawały, że wcale się nie znamy, choć wiedziałyśmy o sobie niemal wszystko. Panująca między nami pustka, dobijała mnie bardziej niż cokolwiek. Obie wiedziałyśmy, że jest sztuczna, niepotrzebna. Obie wiedziałyśmy, że jest po to, aby dać mi nauczkę. Nie wytrzymałam. Złamała mnie.
     - Przepraszam, Caroline, przepraszam – powiedziałam cicho i najmocniej jak tylko potrafiłam przytuliłam się do dziewczyny. – Caro, przepraszam – powtarzałam jak mantrę. – Wiem, że jestem głupia, ale ile razy mam to jeszcze powtórzyć żebyście nie byli na mnie wściekli?
     Dziewczyna delikatnym ruchem odsunęła mnie od siebie, po czym uniosła moją twarz i spoglądając prosto w zielonkawe tęczówki.
     – Naprawdę jesteś głupia, skoro myślisz, że jesteśmy na ciebie wściekli – powiedziała.
     Jej uśmiech pozwolił mi się uspokoić. Czułam, że część ciężaru spada właśnie z mojej klatki piersiowej. Mniejsza część. Większość balastu nadal uciskała moje płuca.
     - Ale dlaczego się nie odzywaliście? Dlaczego ani ty, ani Harry… - mówiłam, wpatrując się w jej ciemne oczy.
     - Faktycznie, chcieliśmy dać ci trochę nauczki na przyszłość. Czasem warto nas posłuchać, wiesz? – mówiła teraz tym swoim ciepłym, maminym tonem. Chyba w tamtej chwili potrzebowałam tego głosu bardziej niż kiedykolwiek. – Z drugiej strony… każdemu przecież czasem się zdarza przecenić swoje możliwości. Skąd mogłaś wiedzieć, że Malik uknuje coś takiego. To raczej normalne, że zareagowałaś tak, a nie inaczej.
     - A Harry? On nie jest na mnie zły? – pytałam dalej.


A Harry? Jak myślicie? Jak zachowa się Hazza?
Dajcie znać jak się podoba.
Czekamy na Wasze komentarze.
Buziaczki
M&K



8 komentarzy:

  1. Wrrr! Nie lubię jak relacje z Harrym są niedokończone, bo jestem bardzo ciekawa, czy wytrzymają do końca opowiadania jako "para" :) Każdy cudowny rozdział wywołuje u mnie dreszczyk podekscytowania więc czekam z niecierpliwością na szesnastkę.
    Ola ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Jaki chuj z tego Zayna. Myślałam, że zachowa się przyzwoicie, a tu taka scena... Sądzę, że Harry nie będzie miał do niej pretensji, w końcu to nie jej wina. Nie widziała, że sprawy przybiorą taki, a nie inny obrót. A jeśli będzie na nią zły to okaże się egoistą i dupkiem, chociaż i tak go lubię.
    Czekam na następny x

    OdpowiedzUsuń
  3. DGHDFGHIGHG JEJKUUUUUUUU...NIE WIEM JAK TO SKOMENTOWAĆ......PO PROSTU CZEKAM NA KOLEJNY 1!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. nigdy nie ogarnę Zayna, o co mu kurde chodzi? takie sceny urządzać, matko. jestem ciekawa jak to wszystko dalej się potoczy; z Harrym i z Zaynem, jestem taka ciekawa, że zaraz wybuchnę :3
    czekam na kolejny! kocham <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Co za palant !!!;((nie wiedziałam, że Zayn chce coś takiego zrobić..no po prostu szczyt wszystkiego!! Nie wiem jak ja bym się zachowała w takiej sytuacji...może to i lepiej, że się to teraz stało i, że w końcu dziewczyna się ogarnie tak powierzchownie mówiąc;)) a co do Harrego, to myślę, że był tak troszkę podłamany...nie dziwię się, ale wiem jedno, że strasznie ją kocha i nie da jej skrzywdzić;)a swoją drogą rozdział boski..!!!=D myślę, że Styles się nie obraził..ale tego to mam nadzieję, że się dowiem w nowym cudnym rozdziale !;**
    Czekam na nowy , pozdrawiam i życzę weny;)) @Best_faan_ever
    P.S. dlaczego wszystke opowiadania się muszą kończyć w takich momentach jak ten??>>>>

    OdpowiedzUsuń
  6. o matko proszę szybko o następny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  7. Czekam na kolejnyy <3
    -
    http://you-and-i-fanfiction.blogspot.com/
    -
    Pozdrawiam! Xx
    / Haz.

    OdpowiedzUsuń
  8. Okej, okej. Teraz chwila przerwy, bo muszę pozbierać myśli. Najlepiej zaparzę herbatę i zaraz wracam.
    Szklanka wody też zawsze spoko. Co tam herbata. Okej, więc... najpierw Malik czy Styles? Damn, sama nie wiem. Może zacznę od tego, że rzeczywiście każdemu zdarza się przecenić swoje możliwości, ale dobrze, że jej przyjaciele są wyrozumiali. Malik... co ten Malik wyrabia? Z jednej strony też mam wrażenie, że uknuł to, bo jest po prostu chamskim egoistą i zabrakło mu w życiu zabawy, kogoś, kim mógłby manipulować. Z drugiej... chyba zaczyna mi być go szkoda? Chyba chciałabym, by już się trochę zmienił. Bo ja (może naiwnie, ale jednak) trochę wierzę w to, że jeszcze wszystko się zmieni. Chłopak chyba jest po prostu zagubiony - ma tylko ten durny zespół, starzy przyjaciele już z nim nie rozmawiają, tymbardziej dziewczyna, którą tak źle traktował, a... chyba kochał? Ciężko go trochę ogarnąć. No nic, może dlatego lepiej skupić się na Harrym. Jego też trochę rozumiem - uprzedzał Nats, że tak będzie, a ona uparcie stała przy swoim. no i skończyło się tak, że jej się oberwało. Ale spodziewałam się trochę innego zachowania - bardziej opiekuńczego, pocieszającego. Tymczasem on ot tak zostawił ją samej sobie. Może to i lepiej? No cóż, moim zdaniem, to raczej nawet jeśli trochę się gniewa, to na pewno nie na długo. Choć bardziej staję przy tym, że będzie zły na Malika, nie na nią. No nie wiem, tym razem ciężko mi coś powiedzieć. Zdaję się na Was, dlatego od razu idę czytać kolejną część, xx.

    OdpowiedzUsuń