sobota, 18 stycznia 2014

14. Złoty środek

     DROBNE ZMIANY W ZAKŁADCE "BOHATEROWIE"   

     - No cześć! Jak się udał grill? – spytała mama, zaglądając do kuchni. Rodzice wrócili do domu, gdy na zegarze było już sporo po północy. Ja stałam przy zlewie, zmywając naczynia. Nie narzekałam. Lubiłam takie spotkania ze znajomymi i najchętniej powtarzałabym je znacznie częściej.
     - Było fajnie, wszyscy najedzeni, zadowoleni – odparłam krótko.
     - Dom stoi, to podstawa! – zabrzmiał z korytarza wesoły głos taty. Uśmiechnęłam się pod nosem. On znowu swoje.
     Zmęczona położyłam się do łóżka. Zerknęłam na telefon. Dostałam kilka wiadomości. Wszyscy dziękowali mi za miły wieczór. „Kocham Cię, nie zapominaj o tym.” napisała Caroline. Czytałam to zdanie kilka razy. „Też Cię kocham” szepnęłam pod nosem, po czym błyskawicznie usnęłam.

     Tydzień rozpoczęłam oczywiście niewyspana, zmęczona i całkowicie pozbawiona jakichkolwiek sił. Od poniedziałku aż do piątku tematem numer jeden był koncert Malika i jego kumpli. Na szkolnym korytarzu zawisły nawet ze dwa plakaty zapraszające na koncert „Moonshine”. Zerkałam na nie za każdym razem, gdy je mijałam. Sama nie wiem co wtedy czułam. Z jednej strony cieszyłam się na myśl o piątkowym wieczorze. Miło będzie wreszcie usłyszeć wokal Zayna, dowiedzieć się jak grają, ale przede wszystkim ciekawiło mnie czy warto było poświęcić mnie dla zespołu. Chciałam odkryć czy te wszystkie próby naprawdę były próbami czy tylko zwyczajnymi posiedzeniami w męskim gronie.
     Jeśli ciekawość jest pierwszym stopniem do piekła, to ja chyba zeszłam już do piwnic podziemnej krainy. Te wszystkie pytania, niepewność odkładały się gdzieś we mnie od dłuższego czasu. Już niedługo miałam poznać odpowiedź choć na część z nich.
     Kiedy w piątkowe popołudnie znalazłam się w swoim pokoju, momentalnie padłam na łóżko. Nastawiłam budzik w telefonie i jak gdyby nigdy nic poszłam spać. Z głośników po cichu sączyła się muzyka, a ja leżałam na wygodnym meblu z zamkniętymi oczyma. Odpływałam.
     - O Boże… już? – mruknęłam sama do siebie, kiedy na oślep starałam się wyłączyć nieprzyjemnie pikający dźwięk budzika. Przewróciłam się na plecy. Rozciągnęłam się, nie odmawiając sobie solidnego ziewnięcia. Spojrzałam na biały sufit rozciągający się nade mną. – No nic, czas się zbierać – znów powiedziałam do siebie i zaczęłam szykować się do wyjścia.
     Otworzyłam swoją szafę i dokładnie przeglądałam jej zawartość. Nie chciałam się odgrywać na Zaynie. Nie byłam na niego zła, nie miałam do niego żadnych wyrzutów. Mimo to jakaś część mnie krzyczała, błagała i uparcie namawiała mnie do tego, aby ubrać się w najlepsze ciuchy, jakimi tylko dysponuję.
     Uległam. Byłam słaba i uległam. Dałam namówić się na najlepszą stylizację, na jaką tylko było mnie stać.
Wiedziałam, że przecież wcale nie muszę się tak stroić i starać. Może nawet nie powinnam tego robić, może to nawet było mi w tamtym momencie zabronione. Nie potrafiłam nad sobą zapanować. Zawsze starałam się brać to, na co miałam ochotę. Zawsze starałam się robić to, na co miałam ochotę. Niekoniecznie wychodziłam na tym dobrze, ale pozostawałam w zgodzie z samą sobą. Pozwalało mi to na uniknięcie kłótni z tą małą cząstką, tkwiącą gdzieś głęboko wewnątrz mnie. Działam nagle, raptownie, pod wpływem krótkiego, może nawet nic nieznaczącego impulsu. Działałam jak to ja - nieprzemyślanie, nieodpowiedzialnie i nierozsądnie.
     Spojrzałam w lustro. Długie, proste włosy luźno opadały na ramiona i plecy. Jasne dżinsy z wysokim stanem, niby niedbale związane końce koszuli w czerwoną kratę, solidna warstwa eyelinera tuż nad zielonymi tęczówkami. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Było dokładnie tak, jak miało być. Z pozoru prosto, zwyczajnie, może trochę od niechcenia, a jednocześnie pewnie, z pazurem, odważnie. Czułam się dobrze, a to już połowa sukcesu.
     Pewnie stałabym przed tym lustrem jeszcze chwilę, gdyby nie fakt, że miałam kilka minut do odjazdu autobusu.
     - No cześć – przywitał mnie miły głos Stylesa, gdy tylko wysiadłam. Chłopak błyskawicznie mnie objął i czule połaskotał moje wargi. Na chwilę oplotłam rękoma jego kark, by później pogładzić dłońmi jego ramiona i tors.
     - Wyglądasz cudownie – powiedział Harry, kiedy rozłączył nasze usta. Chłopak rozciągnął nade mną swoją rękę, abym pozwoliła mu obejrzeć się z każdej strony. Nie protestowałam, tylko z szerokim uśmiechem obróciłam się wokół własnej osi. - I pomyśleć, że to wszystko tylko moje – zamruczał, kiedy znowu przyciągnął mnie do siebie.
     - Tylko i wyłącznie – odparłam, stając na palcach i stykając ze sobą czubki naszych nosów. – I w sumie ty też nie prezentujesz się najgorzej – zaczęłam droczyć się z chłopakiem, ale ten nic nie odpowiedział tylko znów błyskawicznie zamknął moje usta długim pocałunkiem.
     Lubiłam tak trwać schowana w jego ramionach. Nie miałam nic przeciwko, kiedy zamiast się ze mną przekomarzać on pewnie, a jednocześnie tak bardzo delikatnie okrywał moje usta swoimi wargami. Podziwiałam jak idealnie łączy się w nim siła z delikatnością, pewność siebie miesza się z nieśmiałością, a odwagę czasem przeplata strach.
     Był jak złoty środek. Coś, czego ja nigdy nie potrafiłam i pewnie nigdy nie będę potrafiła osiągnąć. Ja byłam albo bohaterem albo tchórzem. Jednego dnia byłam w stanie przeżyć euforię i załamanie. Raz rozpierała mnie energia, a innym razem nie miałam siły żeby podnieść się z łóżka.
     Nie chciałam być taka jak on. Chciałam być przy nim takim, jakim jest. Chciałam być przy nim taką, jaką jestem. Uzupełniał mnie, a ja jego. Nic więcej nie było mi potrzebne.
     Ruszyliśmy w stronę klubu, w którym miał odbyć się koncert naszej szkolnej kapeli. Szliśmy sami, przemierzając kolejne partie miasta. Harry pewnie trzymał moją dłoń albo obejmował ramieniem.
Uwielbiałam, kiedy to robił. Nigdy nie należałam do wysokich osób. Nigdy też z tego powodu nie narzekałam. Styles mógł mnie swobodnie obejmować w dowolnym momencie. Nawet kiedy wkładałam na nogi szpilki nie byłam wyższa od niego. Lubiłam to uczucie. Byłam wtedy taka mała, drobna, krucha, zależna od niego. Chciałam, aby mnie chronił, aby się mną opiekował. Nigdy mu tego nie powiedziałam, a on jakby dokładnie wiedział czego oczekuję. Zachowywał się wobec mnie tak, jak zawsze marzyłam, aby zachowywał się wobec mnie Zayn.
     - Jesteśmy na miejscu – zakomunikował Harry i zatrzymał się kilka metrów przed wejściem. Spojrzałam na niego, marszcząc brwi. Zastanawiałam się, dlaczego po prostu nie wejdziemy do środka.
     – Wiesz… - zaczął niepewnie – jesteś pewna, że dasz radę? W końcu ciebie i Zayna przecież łączyło kiedyś coś więcej. Co jeśli to nagle wróci czy… - przerwał, jakby zbierając myśli. W końcu spojrzał prosto w moje jasne tęczówki – co jeśli ja nie okażę się wystarczająco dobry?
     Spojrzałam na niego i nie wiedziałam co mam zrobić. Zaprzeczać? Pocieszać? Wypierać się tego, że między mną a Malikiem kiedykolwiek coś było?
     W końcu z mętliku w mojej głowie udało mi się wyłapać kilka logicznych zdań.
     – Dam radę, nie martw się o mnie. To, co było między mną i Zaynem to zamknięty rozdział, przeszłość. Poza tym, ty miałbyś być niewystarczająco dobry? Błagam cię, bez takich – mówiłam, przez cały czas gładząc policzek chłopaka. Na koniec swoją wypowiedź udokumentowałam krótkim pocałunkiem.
     - No, zakochańce, zostawcie sobie coś na później – zabrzmiał jakiś znajomy głos. Rozejrzeliśmy się z Harrym i natychmiast namierzyliśmy jego właściciela.
     Pod klub przybył właśnie Louis. Myślałam, że przyjedzie z Caroline. Tym większe było moje zdziwienie, gdy zobaczyłam go w towarzystwie jakiejś obcej dziewczyny. Tajemniczaosóbka była mniej więcej w naszym wieku. Muszę przyznać, ze była naprawdę śliczna. Miała smukłą sylwetkę i lekko kręcone blond włosy, sięgające do ramion. Spod prostej grzywki wyglądały piękne duże oczy w kolorze ciemnej czekolady.
     - Wieki cię nie widziałem! Ale wyrosłaś! – niemal wykrzyczał Harry i zaczął ściskać dziewczynę.
     Stałam z boku i nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić. Czułam się głupio, oglądając swojego chłopaka przytulającego inną, na dodatek śliczną, dziewczynę.
     - Ah, my się jeszcze nie znamy! – z uśmiechem powiedziała blondynka, kiedy tylko zdała sobie sprawę z mojej obecności. Wyrwała się z uścisków Stylesa, po czym przyjaźnie wyciągnęła swoją bladą dłoń w moją stronę. – Jestem Phoebe, siostra Louisa.
     Na te słowa odetchnęłam z ulgą. Muszę przyznać, że na początku obecność tej ślicznotki u boku Louisa nieco mnie zmartwiła. Myślałam, że Tomlinsonowi w oko wpadła Caroline. Całe szczęście Lou był mądrzejszy i nie wyciął mojej przyjaciółce takiego numeru.
     - Miło cię poznać, jestem Natalie – odpowiedziałam, po czym przyjrzałam się dziewczynie. Niechcący, moje myśli wymsknęły się przez rozchylone usta. – Jesteście do siebie całkowicie niepodobni… - powiedziałam lekko nieprzytomnym tonem.
     Dziewczyna roześmiała się na mój niegrzeszący dobrym wychowaniem komentarz i wyjaśniła mi, że ona i Louis są przyrodnim rodzeństwem. Małżeństwa ich rodziców się rozpadły. Mama Lou związała się z ojcem Phoebe i tym sposobem tych dwoje ni stąd ni zowąd stało się rodzeństwem.
     - A gdzie Caroline? – spytałam Lou.
     Głupio było mi go o to pytać. W końcu to ja powinnam wiedzieć najlepiej, co dzieje się z moją najlepszą przyjaciółką.
     - Nie wyrobiła się, ma przyjechać jakoś o dwudziestej – poinformował mnie Lou. Kiwnęłam głową na znak, że zrozumiałam.
     - To co? Może wejdziemy do środka? – z serdecznym uśmiechem zaproponowała Phoebe. Razem z chłopakami przystaliśmy na taki plan.
     Chwilę później zajęliśmy jeden ze stolików tuż przy scenie. Caro wbiegła do klubu niewiele po dwudziestej. Była jakaś nieobecna, zaabsorbowana, zajęta. Ciałem była z nami, ale myślami chyba została w domu.
     Zanim zjawiła się moja ciemnooka przyjaciółka do naszego stolika dosiadł się Niall. Bez Deana. Chłopak podobno nie mógł przyjść.
     Horan nie odrywał wzroku od Phoebe. Myślałam, że ten człowiek jest zakochany tylko i wyłącznie w jedzeniu, ale jak widać byłam w błędzie. Irlandczyk swobodnie rozmawiał z uroczą blondynką, żartował, rozbawiał ją. Chyba mogę nawet śmiało powiedzieć, że momentami ewidentnie ją podrywał, a nawet flirtował. Miałam wrażenie, że Louis zabija wzrokiem sympatycznego blondyna. Nikt jednak nie zwracał uwagi na jego krzywe miny. A kiedy zjawiła się Caroline, Tomlinson całkowicie zapomniał o tym, że ktoś podrywa jego młodszą, przyrodnią siostrę.
     Siedzieliśmy tak, rozmawiając na raczej mniej niż bardziej inteligentne tematy. Na stoliku stały butelki wypełnione owocowymi sokami czy wysokie szklanki wypełnione złocistym piwem. Mimo obecności wśród nas kogoś nowego, teoretycznie obcego, nie czułam się pod żadnym względem skrępowana. Phoebe miała w sobie coś takiego, że nie dało się jej nie lubić. Była miła, serdeczna, przyjazna. Miałam wrażenie, że kochała wszystko i wszystkich. Taka trochę matka miłosierdzia.
     Była moim przeciwieństwem. Była przeciwieństwem niemiłej, momentami wrednej, trochę rozpieszczonej dziewuchy jaką bywałam ja. To dobrze. Wiedziałam, że ludzie, którzy są inni niż ja są warci zaufania. Sobie samej nie zaufałabym nigdy.
     W końcu wszystkie rozmowy ucichły, a na scenie pojawili się muzycy. Zayn podszedł do mikrofonu i nic nie mówiąc zmierzył całą salę wzrokiem. Jakby badał, kto się zjawił. Jakby kogoś szukał. Czyżby na kogoś czekał? Czyjej obecności wyczekiwał?


Wydaje nam się, że to już. Że teraz będzie już ciekawiej. Coraz bardziej. Komplikacje, zawirowania, nic prostego. Życie, prawda, może kłamstwa, może więcej uczuć. Mam nadzieję, że wytrwacie.
Buziaczki od nas ♥
Możemy od Was dostać jakieś komentarze z Waszymi przemyśleniami?

M&K

7 komentarzy:

  1. Komentuję to po raz pierwszy i mam szczerą nadzieję, że nie ostatni. Tego bloga znalazłam stosunkowo nie dawno, więc, nie dziw się, że dopiero teraz daję komentarz;) Nie powiem, to opowiadanie, naprawdę mnie ciekawi. Z pozoru proste, ale bardzo oryginalne pod paroma względami.
    Nagła fascynacja przyjacielem? Cóż, zupełnie oczywiste, biorąc pod uwagę fakt, iż twój chłopak ma cię za przeproszeniem w dupie. Tak-fascynacja, nie miłość, zauroczenie. Przynajmniej, ja tak myślę. Uważam, że Nats, będzie z Malikiem, że wcale nie przestała go kochać. Szuka u Harrego tego, czego Zayn nie dał jej odczuć, a że Harry akurat może jej to zagwarantować, to krótko mówiąc-skorzystała. Czekałam na ten rozdział i choć myślałam, że będzie więcej emocji ( podczas śpiewania Malika, w Nats ponownie zakiełkuje stare uczucie), to muszę przyznać, że mnie nie zawiodłaś. Idealnie rozpisujesz emocje i inne rzeczy, w bardzo prosty i tradycjonalny sposób. Nie mogę się doczekać następnego rozdziału. Miley xx

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oh, cudownie, że jesteś! Bardzo nam miło, że się nie zawiodłaś! Miło, że doceniasz prostotę i codzienność tego opowiadania, oto w nim przede wszystkim chodzi. O tę realność. :)
      Również mamy nadzieję, że nie po raz ostatni komentujesz i że zostaniesz do następnego i jeszcze następnego...
      Buziaki, Mai&Klau ♥

      Usuń
  2. Co tu dużo pisać, rozdział jest po prostu bajeczny. Przepraszam Was że nie komentuję na bieżąco ale zazwyczaj czytam na telefonie a tam mam problem z dodawaniem komentarzy. Jednak czytam uważnie każdy rozdział!
    Bardzo podoba mi się sposób w jaki jest pisane to opowiadanie. Nie jest to na zasadzie dialogów które trwają przez cały rozdział i nic sensownego z nich nie wynika ale są też te wspaniałe przemyślenia. Wiemy co dzieje się w głowie Natalie, jak ona postrzega różne rzeczy i co w danych momentach czuje. Moim zdanie to bardzo ważne by wiedzieć co siedzi w głowie głównego bohatera ; )
    Co do samego rozdziału... Cieszę się że Natalie jest z Harrym jednak mam wrażenie że ona nie potrafi przestać myśleć o Maliku, nie potrafi się od niego odciąć. Nie chce się ubrać najlepiej jak potrafi po to by się odegrać na Zaynie ale jednak podświadomie próbuje wzbudzić jego zazdrość. Cały czas o nim myśli, gdy jest z Harrym cieszy się z tego co on jej daje i na co nigdy nie mogła liczyć w obecności mulata.
    Nie wiem czy ona go kocha, nie wiem czy nadal coś do niego czuje, nie wiem czy jeszcze kiedyś będą razem ale chce to wszystko wiedzieć dlatego z Wami zostanę! ;*

    Kocham,
    Mandi <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetne !!!Na pewno wytrwam !!kocham too ;Dto jest świetne ;)dużo się dzieje i kręci mnie ciekawość kim będzie ta osoba, na którą czeka Zayn ;*oo jak miło ..no no Horanekchyba będzie się starał o Phoebe ;)hihi już nie mogę doczekać się następnego rozdziału ;) kocham , pozdrawiam i życzę weny ;)
    @Best_faan_ever
    P.S jaki kochany Harry *_*

    OdpowiedzUsuń
  4. kocham <3
    tak tak tak niech Zayn patrzy co stracił a może niech trochę namiesza? ;)
    Jestem pewna,że coś ciekawego wymyślisz. ;)
    Życzę wszystkiego dobrego no i wytrwałości w tym co robisz...Bo muszę przyznać,ze jest cudownie :*
    -Wierna czytelniczka Natt ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Piękny blog *.*
    Na prawdę robi wrażenie x

    OdpowiedzUsuń
  6. Wyczuwam kompletny zwrot akcji, nie tylko po samym zakończeniu, ale po Waszym dopisku pod rozdziałem. Spodziewam się zmiany w zachowaniu Zayna i... o mój Boże, chyba właśnie na to czekam. Nie wiem czemu, bo kocham Harry'ego, kocham jego relację z Natalie i uważam, że powinni być razem, ale... mam takie dziwne wrażenie, że jednak przeznaczenie pchnie Nats w stronę Zayna. No, ciekawa jestem, czy mam rację. Chyba wolę na razie nie wiedzieć, jeszcze chwilę po delektuję się wspaniałymi scenami Hats <3 Ta rozmowa przed koncertem. Ojej, Hazza jest taki słodki. Biedak boi się, że nie dorówna Malikowi? No i tu moje obawy znowu powracają, bo teoretycznie jest jedna rzecz, która zawsze będzie łączyć Nats z Malikiem - ich wspólna historia. Jakby nie patrzeć, trochę razem byli. Z Hazzą jest krótko, po prostu długo się przyjaźnili. No nic, nie pozostaje mi nic innego, jak czekać na rozwój akcji :)
    Pozdrawiam! <3

    OdpowiedzUsuń