sobota, 23 listopada 2013

7. Z dymem

     Po dotarciu do domu, nerwowo wyczekiwałam popołudniowej wizyty Zayna. Siedziałam nad otwartymi zeszytami, wpatrując się w nie tępym wzrokiem. Nie byłam w stanie nawet porządnie przeczytać swoich notatek. Przez cały czas w głowie układałam swego rodzaju przemówienie do Malika. Wiedziałam, że tak czy owak wszystko powiem zupełnie inaczej i najprawdopodobniej w przypływie emocji. Jednak to bezcelowe układanie misternego orędzia chyba trochę mnie uspokajało. Pozwalało czuć, że chociaż w niewielkim stopniu to kontroluję. Już niedługo okazało się, że tak naprawdę nad niczym nie mam kontroli, a już na pewno nie nad Zaynem.
     - Młoda! Do ciebie! – późnym popołudniem odezwał się głos Marka.
     Czym prędzej zbiegłam na dół. Nie chciałam żeby Zayn i mój starszy brat choć przez chwilę byli sami w jednym pomieszczeniu.
     Mark nie darzył sympatią czy zaufaniem żadnego chłopaka, który kręcił się w moim otoczeniu. Zawsze tłumaczyłam to sobie tym, że przecież to całkiem normalne u starszych braci – chcą wiecznie chronić swoje malutkie siostrzyczki. Mój starszy o cztery lata brat nigdy specjalnie nie okazywał swojej miłości do mnie, ale jednego nie mogę mu odmówić – zawsze byłam dla niego małą księżniczką, której musiał bronić i wiecznie jej przed wszystkim strzec.
     Mark nie cierpiał Zayna. Z wzajemnością zresztą. Ci dwaj najchętniej pozabijaliby się przy najbliższej możliwej okazji. Mojego brata niebywale irytowało cwaniactwo i nadmierna pewność siebie Zayna, która czasem zahaczała nawet o zarozumialstwo. Twierdził, że mulat zgrywa się na wielkiego rockmana podczas, gdy tak naprawdę nic nie potrafi osiągnąć.
     Malika denerwował fakt, że Mark ciągle patrzył mu na ręce, z uporem maniaka szukając czegoś do czego mógłby się przyczepić.
     Nigdy nie wiedziałam po czyjej stronie powinnam stanąć. Kochałam ich obu tak samo mocno. Wiedziałam, że i jeden i drugi ma trochę racji.
     Nie czekając aż któryś z nich wypali czymś niemiłym w stronę drugiego, chwyciłam Zayna za rękę i pociągnęłam za sobą do swojego pokoju.
     Posiadanie dużego domu było ogromną zaletą. Niektórzy cieszą się, mając swój własny pokój. Z racji tego, że Marka więcej w domu nie było niż był, do mojej dyspozycji było praktycznie całe piętro. Zawsze niesamowicie się tym cieszyłam i chwaliłam na każdym możliwym kroku. Dlatego też zazwyczaj przyjacielskie posiadówki odbywały się u mnie.
     Chciałam na chwilę odetchnąć. Miałam nadzieję, że wygodnie ułożę głowę na torsie mulata, podczas gdy w tle będzie leciał jakiś film. Postanowiłam zrealizować swój plan. Zbliżyłam monitor do brzegu biurka, ustawiłam odpowiednią głośność, po czym ułożyłam się tuż obok Zayna.
     - Znowu paliłeś… - powiedziałam z wyrzutem, gdy tylko poczułam niewdzięczny zapach jego koszulki. Odór papierosowego dymu doprowadzał mnie do szału.
     - Tylko jednego – odparł, w ogóle nie przejmując się moim rozdrażnieniem.
     Nie drążyłam dalej. Ton Zayna mocno uświadomił mnie w tym, że nie obchodzi go moje zdanie na temat palenia i że będzie robił to dalej, niezależnie od tego czy mi się to podoba czy nie.
     Marzyłam o tym, aby się zrelaksować, odprężyć, poleniuchować, kątem oka obejrzeć jakiś dobry film. Chłopak nie był jednak zainteresowany tym, co działo się na ekranie monitora. Jego dłonie błądziły po całym moim ciele. W końcu odwrócił mnie na plecy i zbliżył usta do mojej szyi, aby złożyć na niej ciepły pocałunek.
     - Zayn… nie dzisiaj, błagam. Jestem zmęczona, nie mam na nic siły. Po prostu nie jestem w nastroju… - powiedziałam, kiedy byłam już pewna, że Malikowi nie chodzi tylko i wyłącznie o pocałunki, że oczekuje czegoś więcej. Nie chciałam tego robić. Nie w tamtym momencie. Nie z nim...
     - To zaraz ci ten nastrój poprawię – stwierdził Zayn, nie przestając całować mojej szyi.
     - Zayn, przestań. Innym razem – nie dawałam za wygraną.
     Przysięgłam sobie, że mój pierwszy raz będzie wyjątkowy i delikatny. Tymczasem miałam się oddać chłopakowi, który traktuje mnie jak rozrywkę i jest do cna przesiąknięty tytoniowym smrodem?
Zaczęłam odpychać go od siebie. On widząc, że dzisiaj ze mną nie wygra, odpuścił.
     Usiadł teraz od niechcenia na łóżku. Usadowiłam się obok niego i przyciągając kolana do klatki piersiowej wlepiałam wzrok w monitor. Cisza, która teraz zapanowała całkowicie mnie dobijała, a nawet paraliżowała. Nie rozumiałam dlaczego Zayn nie położył się z powrotem tylko z obrażoną miną usiadł. Wyglądał jakby musiał być tutaj za karę.
     Po chwili wyjął z kieszeni telefon i napisał krótkiego smsa. Nie wiem do kogo. Nie miałam w zwyczaju zaglądać ludziom przez ramię w ekran komórki. Po niedługim czasie ktoś zadzwonił. Mina Malika natychmiast się zmieniła. Wyglądał jakby ten telefon był dla niego zbawieniem, jakby wyczekiwał go cały dzień. Z uśmiechem na twarzy podniósł się z łóżka i wymienił z kimś kilka urywanych zdań.
     - Wiesz, ja muszę lecieć. Chłopaki wymyślili sobie próbę i takie tam – powiedział mulat, chowając telefon z powrotem do kieszeni. To nie był pierwszy raz, kiedy „chłopaki nagle wymyślili sobie próbę”. Dobrze wiedziałam, że Zayn chciał się po prostu wyrwać.
     - Jaaasne… a schłodzone piwko pewnie już tam na ciebie czeka, nie? Leć, bo się jeszcze, nie daj Boże, zagrzeje w tym kwietniowym słońcu – odparłam, krzyżując ramiona na klatce piersiowej. Oczywiście Malika nie wzruszył mój komentarz.
     - To widzimy się jutro w szkole – mówił jak gdyby nigdy nic.
     - Mam dosyć takich akcji. Dlaczego zawsze jest tak, że kiedy ja cię potrzebuję to nagle się ulatniasz, ale kiedy ty mnie potrzebujesz to ja zawsze jestem? Nie mam zamiaru dawać się tak ignorować – mój nagły wybuch złości mocno zdziwił Zayna. Nie przejmując się tym, mówiłam dalej. – Czy ty naprawdę myślisz, że cały świat kręci się tylko wokół ciebie? Że wszystko wiecznie ci się ot tak, po prostu należy? Mam wrażenie, że liczysz się tylko ty, a mnie masz gdzieś. Czuję się jak ozdoba, jak ładny dodatek do perfekcyjnego Zayna Malika. Mam tego dosyć. Chcę żebyś trzymał mnie czasem za rękę, chcę żebyś spędzał ze mną więcej czasu. Chcę czuć, że ci na mnie zależy…
     Zayn stał przede mną z poważną miną. Po chwili jednak na jego twarzy wymalował się ten jego arogancki uśmieszek.
     - Chłopaki czekają. Muszę lecieć – powiedział krótko. Miałam wrażenie, że wszystko co mu powiedziałam wcale do niego nie dotarło. Jakbym mówiła do ściany.
     - Idź – odparłam sucho – ale jeśli teraz wyjdziesz, to nie masz już po co wracać.
     Chłopak stał już w drzwiach pokoju. Ze spokojem, może nawet radością w oczach spojrzał na mnie, po czym ułożył usta w dzióbek i posłał mi zuchwałe cmoknięcie, po czym tak po prostu wyszedł.
     Stałam na środku pokoju próbując dociec, co się właśnie stało. Jedno wiedziałam na pewno – chyba jeszcze nigdy nie czułam się tak upokorzona i nic nie warta. Koniec z tym, to już postanowione. To był ostatni raz, kiedy ktoś potraktował mnie w taki sposób.
     - Wszystko w porządku? – po cichu zapytał Mark, nieśmiało zaglądając do wnętrza mojego pokoju. Wzięłam wdech i uśmiechnęłam się delikatnie.
     - TERAZ wszystko jest już w najlepszym porządku – odparłam dumnie.
     - Wiesz, że nigdy go nie lubiłem, prawda? – spytał mój brat, nie kryjąc swojej radości.
     - Wiem. Jasne, że wiem – powiedziałam i zaczęłam się śmiać razem z nim. Takie sytuacje nie zdarzały się często, ale muszę przyznać, że bardzo mi ich brakowało. Lubiłam tak wybuchać śmiechem z moim bratem. Po prostu, bez powodu, jak wariatka.
     - A wam co? – spytała zdziwiona naszym zachowaniem mama, kiedy zajrzała na aktualnie rozchichotane piętro swojego domu.
     - A takie tam… - rzuciłam mimochodem, ocierając błyszczące pod oczami łezki. Mark puścił mi oczko, po czym wrócił do swoich zajęć. Ten mały gest podniósł mnie na duchu. To było takie braterskie „nie łam się, będzie dobrze, przecież jestem z tobą”.
     Późnym wieczorem, ubrana w kraciastą piżamę, usiadłam przy komputerze i przebieg całego dzisiejszego dnia przedstawiłam Caroline.
     - Poszalałaś, nie powiem, poszalałaś! – krótko podsumowała Caro.

     Mimo że zerwanie z chłopakiem nie jest powodem do radości, a moja rozmowa z Harrym nie przebiegła w taki sposób w jaki powinna, to czułam się ze sobą bardzo dobrze. Byłam z siebie dumna, odczułam jakąś niesamowitą ulgę jakbym pozbyła się wielkiego ciężaru. Czułam się wolna. Byłam wolna i szczęśliwa.
Z uniesioną głową zjawiłam się z samego rana w szkole. Zazwyczaj nie cierpiałam wtorków, ale ten zapowiadał się całkiem przyzwoicie.
     - Witam Słońce – powiedziałam radośnie i z zaskoczenia cmoknęłam Caroline w policzek. Dziewczyna zlustrowała mnie wzrokiem.
     - Jesteś cała w skowronkach. We wtorek – patrzyła na mnie zdziwiona. – WTOREK – powiedziała najwolniej jak tylko potrafiła. – Przecież ty nienawidzisz wtorków.
     - Może czas, aby je polubić? – odparłam, nie przestając się szczerzyć.
     - Nie będę narzekać. Lubię cię taką – mówiła Caroline.
     Starałam się patrzeć na dziewczynę, ale w tym momencie tuż za jej plecami przechodził Harry w towarzystwie Nialla. Pewnie zerknęłam spojrzałam w stronę Stylesa. Momentalnie złapał moje spojrzenie. Zadrżałam, kiedy poczułam na sobie jego wzrok. Nie miałam jednak najmniejszego zamiaru, aby przestać na niego patrzeć. Kiedy jego usta wygięły się w radosny łuk, nogi się pode mną ugięły. Tyle razy widziałam ten uśmiech. Niejednokrotnie go obserwowałam. Mimo to, tego wtorkowego poranka te gesty nabrały jakiegoś szczególnego znaczenia. Tym razem to spojrzenie i ten uśmiech były tylko dla mnie. Były moje.
     - Ziemia do Nats? – zwróciła się do mnie Caro. – Ah… dzień dobry Panom – powiedziała z jakimś tajemniczym uśmiechem. Ten gest, który dla innych mógł być tajemniczy, dla mnie był jednoznaczny i mówił mi wszystko.
     - Jeszcze kilka takich spojrzeń i puścicie tę szkołę z dymem – szepnęła mi do ucha Caroline, kiedy zmierzałyśmy już do swojej klasy. Spojrzałam na nią pytająco. – Nie udawaj. Już nie pamiętam, kiedy ostatni raz widziałam żeby od samego patrzenia aż tak iskrzyło – odparła z dziką satysfakcją w głosie.
     Nic nie odpowiedziałam. Czułam, że miała rację. Moja fascynacja osobą Harry’ego Stylesa wzrastała wraz z każdym spojrzeniem, z każdym uśmieszkiem, z każdym spotkaniem.

     - Na której lekcji ma być to spotkanie dotyczące organizacji dni otwartych? – spytała Amy, kiedy siedząc na szkolnych trybunach, delektowaliśmy się długą przerwą.
     - Teraz chyba jakoś. Nie na szóstej czasem? – rzucił Niall, po czym wrócił do zajadania się swoją kanapką. Miał ich w plecaku jeszcze całkiem spory zapas.
     - Tak, na szóstej. A co, macie zamiar się wkręcać? – spytał obecnych Harry. Amy tylko skrzywiła się na myśl o tym, że miałaby zostawać w któreś piątkowe popołudnie po lekcjach. Za to my spojrzeliśmy na siebie i już wszystko było wiadome. Niall, Harry, Dean, Caro i Nats to ekipa, bez której dni otwarte nie mogłyby się odbyć.
     Kiedy zabrzmiał więc dzwonek oznajmiający koniec długiej przerwy, zamiast na lekcje poszliśmy na spotkanie organizacyjne.


~*~
Chyba po prostu pozostało nam czekać na jakikolwiek odzew z Waszej strony.
Wciąż kochamy.
M&K

5 komentarzy:

  1. ZERWALI !!!! NARESZCIE !!!!! CZUJE SIE HAPPY XD CHOC MOZE TO NADAL EMOCJE PO 1D DAY HAHAHAHAH
    ALE ROZDZIAŁ SERIO SUPER. TAK SIE CIESZE ZE NATS JEST SZCZESLIWA. I JESZCZE CIAGNIE JA TAK DO HAZZY AWWWWWWWWWWWWWW
    KOCHAM I CZEKAM NA NEXTA ;* / M.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nooo i to rozumiem. Koniec! Nareszcie wolna. Czekam na następny niech pojawi się akcja!!! <3

    OdpowiedzUsuń
  3. naprawde super , pisz next
    zapraszam do mnie http://stroyinmylife.blogspot.com/ <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Są tak bardzo przyziemni. Twardo stąpają po ziemi, a mimo to mają w sobie coś z dzieci. Nats, kolejny dobry wybór. Coś czuję, że chyba zakocham się w Marku.

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak, tak, tak, tak!!! Jestem szczęśliwa z powodu tego "zerwania", choć obawiam się, że dla Zayna to raczej była tylko... drobna komplikacja? Tak ciężko mi rozgryźć tego chłopaka. Total bad boy, i don't care i wszystko tego pokroju, a jednak mam dziwne wrażenie, że jeszcze namiesza uczuciowo. Ale cóż, mniejsza z nim, bo ważniejszy jest Harry, który - mam nadzieję - wykorzysta sytuację! Nawiasem mówiąc, ciekawa jestem jak szybko się zejdą. Bo mam nadzieję, że już wkrótce, bo takie sceny jak te z dwóch poprzednich rozdziałów to miód na moje serce. Chyba każda dziewczyna chciałaby takiego Stylesa w waszym wykonaniu mieć przy sobie <3
    Hm, nie wiem dlaczego, ale jakoś na razie nie przepadam za Caro :o To znaczy, jako przyjaciółka bohaterki wydaje się super, wręcz ich relacja przypomina mi relację moją i mojej kumpeli (xD) ale... no, ale jako osoba, jako jedna z bohaterek jest dla mnie jakaś... niewidoczna. Pewnie to dlatego, że nie jest główną bohaterką, dlatego nie znam jej aż tak dobrze. Teraz, skoro o tym powiedziałam, to zapewne już za dwa-trzy rozdziały się to zmieni, bo tak najczęściej bywa, że coś nagle się odwidzi :D Tak czy siak, wciąż przecudownie, wciąż mega mi się podoba, wciąż się jaram i wciąż tak bardzo Harry <3
    Pozdrawiam, xx!

    OdpowiedzUsuń