Ułożyłam się na łóżku obok Caro. Wlepiałyśmy wzrok w porozwieszane nad moim łóżkiem zdjęcia, cytaty czy rysunki.
- Lubię te zdjęcia – powiedziałam w końcu, spoglądając na ogromne serce ułożone z fotografii, wiszące tuż nad moim łóżkiem. Przyczepione taśmą klejącą do jasnej tapety, już nie raz poprawiały mój humor.
- Jasne, że je lubisz. W końcu to ja pomagałam ci je przypinać i w końcu to ja wpadłam na ten jakże genialny pomysł, żeby ułożyć je w kształt serca – powiedziała dziewczyna.
- No tak. Mój geniusz – odparłam i musnęłam jej policzek, po czym wróciłam do tępego wpatrywania się w zdjęcia.
- Wiesz, tak patrzę i… – tutaj Caro zawiesiła głos, jakby zbierała myśli, próbowała ułożyć to, co ma w głowie w jakieś w miarę logicznie brzmiące zdania – Zayn się zmienił. Patrząc na te zdjęcia, a na chłopaka jakim jest teraz. To jest całkiem inna osoba.
- Wiem – odpowiedziałam bezradnie.
- Nie żebym namawiała cię do złego czy coś, ale wydaje mi się, że Zayn jest z tobą ot tak, po prostu. Chodzi mi o to, że nie poświęca ci wcale swojej uwagi.
Spojrzałam na Caroline.
– To aż tak widać? – spytałam po cichu. Dziewczyna twierdząco pokiwała głową i zaczęła mówić dalej.
– Ale wiesz co jeszcze widać?
Zwróciłam w jej stronę jasne tęczówki, nie kryjąc swojej ciekawości. Lubiłam słuchać jej rad i złotych myśli. Nie twierdzę, że zawsze się do nich stosowałam, ale miło było znać jej punkt widzenia.
- Harry jest tylko twoim przyjacielem, ale on świata poza tobą nie widzi. Mam wrażenie, że ten chłopak zrobiłby dla ciebie wszystko i jeszcze więcej. Poza tym, świetnie się z nim dogadujesz i w ogóle…
Przemilczałam wypowiedź Caro. Zdaje się, że miała rację. Szybko zmieniłam temat.
– A tak skoro już jesteśmy przy temacie Hazzy, to idziemy jutro na te zawody mu pokibicować, prawda?
- Jasne, że idziemy. Udało mi się nawet namówić Deana żeby z nami poszedł.
- Chyba zbyt długo to ty go tam namawiać nie musiałaś – zaczęłam droczyć się z Caro. Ona obrzuciła mnie oburzonym spojrzeniem, jak gdyby nie miała pojęcia o czym mówię. – Przecież obie doskonale wiemy, że ten chłopak ma do ciebie wyraźną słabość. A wiesz co jest najlepsze? Ty do niego też – powiedziałam, nie kryjąc satysfakcji. Pierwszy raz tego wieczoru to ja przejęłam kontrolę nad sytuacją.
- Głupoty gadasz – standardowa odpowiedź Caroline, kiedy poczuła się zawstydzona. Wiedziałam, że ten ciemnooki perkusista podoba się jej jak mało kto. Lubiła jego krótko ścięte, ale uparcie kręcące się włosy. Szalała, kiedy widziała jego uśmiech, czy słyszała ton jest głosu. Rozpływała się, kiedy przychodził do szkoły z kilkudniowym zarostem. Miała ciarki, kiedy wyobrażała sobie siebie w objęciach tego postawnego, dobrze zbudowanego chłopaka. Wiedziałam, że tak jest. Nie musiała mi tego mówić, czy na głos się do tego przyznawać. Takie rzeczy się czuje.
Dlaczego tak doskonale potrafię wyczuć iskrzenie pomiędzy dwiema osobami, a nie czuję go wcale jeśli chodzi o mnie? W sumie z Zaynem zostaliśmy parą wyjątkowo szybko. Pominęliśmy etap nieśmiałych uśmieszków czy elektryzujących spojrzeń. Szczerze mówiąc, gdzieś głęboko w środku, trochę mnie to bolało. Chciałam czuć ciarki, spowodowane jego spojrzeniem. Nie dotykiem, nie pocałunkiem, ale właśnie spojrzeniem. Pragnęłam widzieć uśmiech, powodowany moim widokiem. Tak bardzo o tym marzyłam.
- Chodź, muszę już lecieć na autobus – powiedziała Caroline, wyrywając mnie z zamyślenia. Nie pytała o czym myślałam. Nie musiała tego robić. Zapewne dokładnie wiedziała, co działo się w mojej głowie. Czasem czułam się jakby miała wgląd do mojego mózgu, ba! Ona zaglądała do wnętrza mojej duszy, jej wzrok sięgał największych zakamarków mojego zasuszonego serducha.
Tego wieczoru położyłam się spać wcześniej. Leżąc w łóżku bezmyślnie wpatrywałam się w telewizor. Nie przywiązywałam jednak wielkiej uwagi do tego, co działo się na ekranie. Przeniosłam pusty wzrok na sufit. Zaczęłam myśleć o wszystkim po kolei. Rozdrabniać na maleńkie kawałeczki wszystko, co działo się ze mną odkąd poznałam Zayna. Postanowiłam sama urządzić sobie wycieczkę po zakamarkach mojego serca. Chyba chciałam zrobić w nim porządek, ułożyć wszystko tak, jak powinno być ułożone. Łaknęłam nudnego porządku, jasności gdzieś wewnątrz mnie.
Sobotę rozpoczęłam jak na mnie wyjątkowo wcześnie, bowiem wygramoliłam się z łóżka już o dziewiątej. Gniłabym pod kołdrą zapewne do samego południa, gdyby nie to, że umówiłam się z Caro i Deanem już na piętnastą.
Po zjedzeniu góry grzanek obficie wysmarowanych nutellą, zabrałam się za cotygodniowe porządki. Do moich obowiązków należało wysprzątanie swojego pokoju, łazienki, korytarza i… pokoju brata. Straszny jest los młodszej siostry. Powiedziałabym, że jestem wyjątkowo dobra i miłosierna sprzątając jego pokój, ale tego nie powiem. Nie robiłam tego przecież bez korzyści dla siebie. Dzięki temu kiedy potrzebowałam dodatkowego kieszonkowego, mogłam liczyć na to, że Mark mnie wspomoże. Dobrze było zawsze w rękawie mieć asa pod tytułem „A kto co sobota sprząta Ci pokój?”. Tak, to zawsze działało.
Ani się obejrzałam, a na sprzątaniu minęło mi całe południe. Szybko przekąsiłam obiad, doprowadziłam się do porządku i z torbą swobodnie przewieszoną przez ramię wyszłam z domu.
- Będę wieczorem! – rzuciłam mamie na pożegnanie. Lubiłam takie weekendy, kiedy wychodziłam z domu popołudniu, a wracałam dopiero wieczorem. Im późniejszy powrót, tym lepszy był dzień.
- Siemka! – krzyknęłam, gdy na przystanku zobaczyłam Caroline i Deana. Wyściskaliśmy się na powitanie, po czym ruszyliśmy w stronę miejskiej pływalni. Mogliśmy jechać autobusem, ale spacer był o wiele przyjemniejszą opcją. Droga wypełniona śmiechem i mniej lub bardziej inteligentnymi rozmowami minęła nam w tempie ekspresowym.
Gdy dotarliśmy już na basen, widownia była prawie pełna.
- Skąd ich się tu tyle nabrało – wymruczał pod nosem Dean. Byliśmy zdziwieni, bo myśleliśmy, że będzie prawie pusto, że miejsca znajdziemy bez problemu. Mieliśmy jednak szczęście przy sobie i udało nam się zająć idealne trzy miejsca tuż obok siebie.
- Widzicie gdzieś Stylesa? – spytałam, przeszukując wzrokiem zbierających się przy słupkach pływaków.
- Tam jest, ślepoto – naprowadziła mnie Caroline. Mimo że, w odróżnieniu od niej, nie musiałam nosić okularów, to moja spostrzegawczość zdecydowanie najlepsza nie była.
Gdyby nie to, że byłam na widowni z Deanem i Caro to chyba umarłabym z nudów. Oczywiście, że chciałam wspierać Harry’ego, ale mimo to pływanie nie było dla mnie jakoś szczególnie interesującym sportem.
- Gratulacje, mistrzu! – niemal krzyknęłam, kiedy Harry wreszcie wyszedł z szatni. Mocno przytuliłam chłopaka, a jego wciąż mokre włosy zostawiły na moim czole kilka zimnych kropli.
- Drugie miejsce to nie mistrzostwo – odpowiedział, niby się uśmiechając. Ja jednak wiedziałam, czułam, że był rozczarowany, może i nawet zły na samego siebie.
- Dla mnie i tak jesteś mistrzem – szepnęłam mu wprost do ucha, po czym wypuściłam go z uścisku. Chłopak spojrzał na mnie jakby zaskoczonymi, ale szczęśliwymi oczyma.
- No a mnie to się już nie dasz przytulić? – z udawaną pretensją rzuciła Caroline.
- Chodź tu – powiedział Harry, rozkładając dla dziewczyny ręce.
- To gdzie teraz lecimy? – spytałam szczęśliwa, myśląc, że spędzimy razem cały dzień.
- Tu niedaleko mają dobre ciastka, można by się tam wybrać – zaproponowała Caro. Wszyscy wymieniliśmy porozumiewawcze spojrzenia, a kilka chwil później zajadaliśmy się sernikami, szarlotkami i innymi słodkościami.
- Wybieramy się z Caro do kina, może chcecie iść z nami? – zaproponował Dean, a mnie prawie stanął w gardle kęs czekoladowego ciasta. Caroline nie wspominała nic o tym, że wybiera się z chłopakiem do kina. Wiedziałam, że perkusista pyta nas tylko z grzeczności, a tak naprawdę chciałby zostać z Caro sam na sam. Lubiłam go, więc nie miałam zamiaru mu tego utrudniać.
- Nie. Jakoś nie mam ochoty na kino – powiedziałam szybko, starając się ukryć swoje zdziwienie.
- Ja też jakoś zmęczony dzisiaj jestem. Idźcie sami – z uśmiechem odpowiedział Harry. Wymieniliśmy z chłopakiem krótkie, porozumiewawcze spojrzenia, po czym uśmiechnęliśmy się pod nosem.
- To my się już będziemy zbierać – mówił nieco zakłopotanym tonem Dean.
- To cześć – powiedziała Caroline na pożegnanie, po czym opuściła przytulną knajpkę w towarzystwie Deana.
- A my co będziemy robić? – zagadnął mnie Harry, przerywając panującą od dłuższej chwili ciszę.
- Nie wiem. Nie chcę iść do domu. Poszłabym spać – powiedziałam dziwnie nieprzytomnym głosem.
~*~
Ostatni spokojny rozdział.
Kolejny będzie już pełen tego, co niespodziewane.
Przyznam szczerze, że piąty rozdział jest jednym
z moich ulubionych fragmentów w całej tej historii.
Poczekacie jeszcze?
M&K
M&K
Pewnie, że poczekam. Chociaż, jak już pisałam, wcale mi nie przeszkadza ten spokój w rozdziałach. Życie się toczy. Coraz ciekawsze rzeczy się dzieją między Nat a Hazzą. Niby takie nic, a jednak aż serce skacze, jak się czyta o tych drobnostkach <3 Podobało mi się bardzo to co N. mówiła o spojrzeniu, dotyku etc. Bardzo mi się to podobało, że dziewczynie zależy też na takich szczegółach jak rozpływanie się pod wpływem spojrzenia. Jestem prawie pewna, że byłoby jej lepiej z Hazzą, w końcu on na pewno potrafiłby wywołać u niej więcej emocji. No, drugie miejsce, w sumie dobrze że je zajął, bo Nats mogła mu szepnąć dobre słówko <3 Ojej, zostali sami. Ja chcę kolejny, więcej Natarry <3 (nie obrazisz się jak będę sobie tak ich nazywać?)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! :3
o matulu. przypadek? nie sądzę!
OdpowiedzUsuńdziwnie (ale nie wiem czy dziwnie źle czy dziwnie dobrze) okazało się, że ta historia trochę nawiązuje do mojej sytuacji. mam przyjaciela, którego w sumie chyba czasem mogę nazwać kimś więcej niż tylko przyjacielem.. dokładnie jak Nat Harrego... i w dodatku ten mój przyjaciel pływa.. niedługo ma zawody.. a nawiązując do poprzednich rozdziałów - wczoraj zaprosił mnie na basen, więc dokładnie czuje się jak Nat! to dziwne, naprawdę niepokojące, ale bardzo urocze!
kocham bloga, kocham i jeszcze raz kocham. widzę, że Caro też sobie kogoś znalazła :3 no to robi się ciekawie.. poczekamy, poczekamy, bo kochamy!