czwartek, 10 lipca 2014

7. Trochę rozrywki

   Mieszkanie chłopaka było rzeczywiście nieduże, ale zadbane. Po prawej stronie od wejścia znajdowała się kuchnia, której ściany pomalowane były na odważny, aczkolwiek już nieco przyblakły odcień czerwieni. Trochę dalej znajdowała się łazienka, której wnętrze było raczej ciemne. Podłoga wyłożona była czarnymi płytkami, a na wysokości moich oczu połyskiwały kafelki w różnych odcieniach szarości. Im wyżej, tym kolor stawał się jaśniejszy. Podobał mi się ten nietypowy wystrój. Trafił w mój gust, bo widziałam w tym rękę Liama.
   Największą część mieszkania stanowił całkiem spory salon, którego wnętrze skąpane było w kolorach ciepłego brązu i przyjemnego beżu. Liam miał dobry gust, dobierając do pomieszczenia ciemnobrązową, wyjątkowo dużą rogówkę, która zapewne służyła mu także za łóżko. Na wprost obszernej kanapy ustawione były inne meble w kolorze klonowego drewna. Nie one jednak były istotne. Moją uwagę znacznie bardziej przykuło ogromne, zajmujące ponad połowę ściany okno, usytuowane prostopadle do ciemnobrązowego, wygodnego mebla. Właściwie to okna, bo było ich tam więcej. Wpuszczały do środka mnóstwo światła. Opuszczone do połowy rolety, świadczyły o tym, że dla właściciela mieszkania były utrapieniem, jednak mnie się podobały. Jedno z okien pozwalało na wyjście na nieduży balkon. Położyłam stopy na rozgrzanych, jasnożółtych płytkach i nieświadomie wystawiłam twarz do słońca. Wtedy właśnie zakochałam się w tym mieszkaniu na zabój.
- Może zamiast się opalać to trochę byśmy popracowali? – zawołał mnie Liam, kiedy wyszedł z kuchni, z dwoma kubkami słodkiej kawy. Uśmiechnęłam się pod nosem i weszłam z powrotem do dużego salonu.
- Ja rozumiem, że w kawiarni robisz świetną kawę, bo ekspres, bo to, bo tamto… - zaczęłam, kiedy upiłam łyk ciepłego napoju. – ale żeby robić taką dobrą kawę w domu? Człowieku, kto cię tego nauczył?
- Paul, właściciel kawiarni – odpowiedział z uśmiechem – Cieszę się, że ci smakuje.
   Liam nie potrafił jednak długo usiedzieć na miejscu. Oderwał mnie od iście mistrzowskiego napoju i kazał zagłębiać się w tajniki masażu. „Wolałabym ćwiczyć z tobą co innego niż masaż…” mruknęłam do siebie gdzieś w myślach, kiedy wpatrywałam się w Liama, który właśnie pokazywał mi jak powinnam układać dłonie.
   Chciałam tego uniknąć, ale nie zdołałam. W pewnym momencie Liam, aby pokazać mi jak masowany odczuwa poszczególne ruchy, zaczął dotykać moich pleców. Przymknęłam oczy, udając, że dokładnie skupiałam się na tym, co czułam. Faktycznie, skupiałam się. Problem w tym, że moje myśli biegły w kierunku, w którym nie powinny. Myślałam o tym, co jeszcze jego dłonie mogłyby robić na moich plecach albo na innych częściach mojego ciała. Zastanawiałam się, co by było gdyby zaczął zdejmować moją koszulkę albo chociaż podwinął ją u dołu. Rozważałam jakby to było gdyby pocałował mnie w szyję.
On jednak zachowywał się w pełni profesjonalnie. Żadna, nawet najmniejsza i najbardziej nieśmiała z moich myśli nie znalazła odzwierciedlenia w rzeczywistości. Nie wiem czy było mi bardziej szkoda, że do niczego nie doszło czy może właśnie byłam wdzięczna Liamowi, obawiając się, że jakiekolwiek zbliżenie mogłoby popsuć nasze relacje.
- Dobra, skoro już to łapiesz to pokaż mi, co potrafisz – poinformował mnie chłopak po czym odwrócił się do mnie plecami.
- A może zrobimy to bardziej profesjonalnie i zdejmiesz koszulkę i się położysz? – nie wiem jakim cudem to zdanie przeszło mi przez gardło. To było jak nagłe, niekontrolowane wydostanie się na zewnątrz tego, co działo się w mojej głowie. Przestraszyłam się, ze Liam może wywęszyć w tym coś więcej niż chęć poćwiczenia „profesjonalnego” masażu. Całe szczęście chłopak myślał, że naprawdę zależy mi przede wszystkim na nauce i posłusznie wykonał moje polecenie. Dziwnie się czułam, kiedy on ot tak po prostu zdejmował przede mną swoją koszulkę. Na widok półnagiego Liama wszystkie moje myśli nagle uderzyły w wewnętrzną stronę czaszki, chcąc z niej wyjść. Głośno przełknęłam ślinę, chcąc usunąć wszystkie zbędne, męczące mnie w tamtej chwili wizje, co zakończyło się sukcesem. Udało mi się objąć nad sobą kontrolę i ponownie zasiąść za sterem własnego organizmu. Rozgrzałam swoje dłonie i przyłożyłam je do ciepłej skóry Liama. To, co z początku zdawało się być dla mnie niewykonalne z czasem zaczęło stawać się dziecinnie proste. Zapomniałam o tym, że masuję właśnie Liama Payne’a. Traktowałam go jak kogokolwiek, jak kogoś, kto nie ma dla mnie żadnego szczególnego znaczenia. Zadziałało.

- Powiem ci, że porównując jak radziłaś sobie na początku, a jak idzie ci teraz… - zaczął Liam, kiedy ja ocierałam ręce z olejku. To była nasza ostatnia lekcja, już od następnego dnia miały zacząć się egzaminy – Rozwalisz te bzdurne sesje bez problemu! Bez piątki masz mi się nie pokazywać! – rzucił, nakładając na siebie koszulkę. Przez cały tydzień naszych wspólnych zajęć powinnam przyzwyczaić się już do tego widoku, ale nie potrafiłam. Kiedy tylko Payne unosił brzegi ubrania, gdzieś wewnątrz mnie dochodziło do spięcia, rozprowadzającego przyjemny impuls po całym ciele.
- Tak jest, panie profesorze! – odpowiedziałam, salutując. Po raz pierwszy zostałam wtedy w jego mieszkaniu na nieco dłużej. Zostałam, ale nie po to, aby się uczyć, ćwiczyć, kształcić i doszkalać. Siedząc na podłodze i opierając się o bok kanapy, kierowaliśmy swój wzrok na świat, rozciągający się za ogromnymi szybami. Rozmawialiśmy jak dwoje przyjaciół, po prostu.

    Sesja, egzaminy, testy. Studencka codzienność. Byłam na nią przygotowana i na każdych kolejnych zajęciach pojawiałam się w niezwykle bojowym nastroju, uzbrojona w wyuczone umiejętności. Dziwne, powinnam przejmować się tym wszystkim, denerwować i przeżywać jak każdy normalny student. Ja zaś pojawiałam się na sali z podniesioną głową i uśmiechem na ustach. Czułam się jak ostatnia wariatka. Ale czy to źle? Podobno tylko wariaci są coś warci.
- Zdałam! Zdałam! Wszystko zdałam! – jak na prawdziwą wariatkę przystało, wbiegłam w piątkowe popołudnie do kawiarni i machałam indeksem przed nosem Liama. Wszyscy zerkali na mnie jak na dezerterkę szpitala psychiatrycznego, ale ja byłam z siebie za bardzo dumna, aby zwracać uwagę na jakichś tam ludzi. Liam uważnie przyglądał się mojemu indeksowi, w którym widniały same piątki i czwórki.
- Gratuluję – powiedział poważnie i podał mi dłoń. Spojrzałam na niego jakby już do końca zgłupiał. Nie pytając nikogo o zgodę, weszłam za ladę i rzuciłam się chłopakowi na szyję.
- Dziękuję za pomoc, mistrzu – powiedziałam szczerząc się tak bardzo, że aż bolały mnie od tego policzki. Byłam zbyt szczęśliwa żeby przestać się cieszyć. – W podziękowaniu za doszkalanie mnie do sesji, zabieram cię gdzieś dzisiaj. Mam nadzieję, że masz wolny wieczór?
- To zależy od tego, gdzie chcesz mnie zabrać… - zachowawczo odpowiedział Liam, próbując wyczytać z zielonych tęczówek mój szatański plan.
- Niespodzianka. Proszę, daj się zaskoczyć – uparcie prosiłam chłopaka.
- Jasne, że idzie tylko jeszcze o tym nie wie – odezwał się gruby, męski głos. Odwróciłam się i zobaczyłam wychodzącego z zaplecza postawnego mężczyznę o figlarnych błękitnych oczach i zabawnej czarnej czuprynie.
- Ale Paul, przecież ja dzisiaj pracuję – zwrócił się do mężczyzny Liam.
- O nic się nie martw, korona mi z głowy nie spadnie jeśli dzisiaj sam przypilnuję swojego interesu – stanowczym tonem stwierdził właściciel kawiarni. – A ty idź się zabawić z dziewczyną, przyda ci się – dodał, puszczając w naszą stronę oczko. Liam już chciał zacząć wyjaśniać, że przecież nie jesteśmy parą, ale weszłam mu w zdanie. Wtrąciłam głośne „dziękuję” i wyciągnęłam chłopaka z lokalu. Nie myślałam, że byłam aż tak silna. A może on wcale się nie opierał? Zdążył tylko rzucić fartuch na blat lady, po czym już znalazł się na zewnątrz. Ze mną. Mnie udało się zabrać jego rzeczy, które podał mi Paul. Miły z niego człowiek.
- Więc gdzie mnie zabierzesz? – spytał Payne, kiedy doszedł już do siebie po zakończonej sukcesem akcji porwania go.
- Może najpierw na jakiś obiad? – zaproponowałam z biegu. Nic lepszego nie przyszło mi do głowy, a poza tym mój żołądek zdecydowanie domagał się jedzenia.
- Lubisz spaghetti? – spytał chłopak, a ja ochoczo pokiwałam głową. Nie znałam nikogo, kto gardziłby włoską pastą – Znam jedną knajpę, gdzie podają obłędny makaron.
- To jedziemy! 
   Siedzieliśmy przy stoliku w oczekiwaniu aż kelnerka przyniesie nam nasze zamówienie. Postanowiłam przerwać ciszę, która chwilowo między nami panowała.
- Masz bardzo dobry kontakt z Paulem – bez skrępowania zaczęłam temat dojrzałego mężczyzny – Wiesz, w końcu to twój szef. Mało który pracodawca tak traktuje swoich podwładnych.
- To prawda – przyznał Liam, a na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech – Oprócz mnie w kawiarni pracują jeszcze trzy inne osoby. Wobec wszystkich z nas jest trochę jak ojciec. Wiesz, co prawda moi rodzice mieszkają w Birmingham, ale nie wszyscy mają to szczęście. Paul naprawdę przygarnia nas trochę jak zagubione sierotki.
- Nie chcę być wścibska, ale miałam wrażenie, że zależy mu żebyś gdzieś wyszedł między ludzi. Wydaje mi się czy raczej rzadko gdzieś wychodzisz? – kolejne śmiałe pytanie.
- To aż tak widać? – spytał Liam, nieznacznie opuszczając brodę. Nie oczekiwał odpowiedzi na swoje pytanie – Od czasu zerwania z Dan raczej rzadko wychodzę. Nie lubię tego tłoku, alkoholu i zapachu papierosów. Poza tym studiuję, pracuję. Niełatwo jest to pogodzić. Muszę czasem odpocząć, złapać oddech
- Tak i żeby złapać oddech idziesz na morderczy trening. – dokończyłam za niego.
- Szybko łapiesz – zaśmiał się, odzyskując swoją pewność siebie, której część przed chwilą nieświadomie mu ukradłam.
- Ktoś mnie tego nauczył – stwierdziłam, posyłając w jego stronę ciepły uśmiech.
   Wkrótce kelnerka przyniosła nasze talerze. Bez większego trudu uporaliśmy się z ogromnymi porcjami. Spojrzałam za okno. Całe szczęście zdążyło się już ściemnić. Była prawie dwudziesta pierwsza.
- To co? Do domu? – spytał chłopak, ocierając kąciki ust.
- Chyba żartujesz – prychnęłam – To dopiero początek wieczoru. Zbieraj się, lecimy dalej.
Liam z udawaną, może nawet trochę teatralną niechęcią zwlókł się z krzesła. Wiedziałam, że może się do tego nie przyznawał, ale potrzebował rozrywki. Każdy musi się czasem zabawić.



Na oślep biegniemy dalej.
W końcu nic się nie zatrzymuje, prawda?


3 komentarze:

  1. Ojojoj.... ale się dzieje :) Jestem ciekawa co będzie dalej, czekam na następny rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej, chciałam poinformować, że zostałaś nominowano do Liebster Awards ! Gratulacje, więcej informacji znajdziesz tutaj :http://horanmahonestylesstory.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. No własnie, dzieje sie, dzieje :3 z rozdzialu na rozdzial jestem coraz bardziej za Liamem. To, jak bohaterka czuje sie w jego towarzystwie... tak, wlasnie to mnie do niego przekonalo. Wydaje sie taki... perfekcyjny. Mily, spokojny, dobry, pomocny, taki facet z zasadami troche. Naprawde jestem coraz bardziej ciekawa, czy oni skoncza razem. Co prawda caly czas szkoda mo Harry'ego, bo biedak nie ma pojecia, co sie swieci. Bedzie mial kiedys ogromna niespodzianke, o ile ona zdecyduje sie mu o tym powiedzies. Uwielbialam parring Hats, ale teraz? Po opisach uczuc bohaterki, naprawde uwielbiam jak zachowuje sie przy Liamie.
    Love, pozdrawiam :)
    Ps: sorki za brak polskich znakow, ale komentuje z telefonu :c

    OdpowiedzUsuń