sobota, 24 maja 2014

5. Zepsuta

- Muszę się napatrzeć, tak dawno cię nie widziałam – odparłam z uśmiechem, po czym chwyciłam jego dłoń, którą wystawił w moją stronę i ruszyliśmy na rodzinny obiad do Stylesów.


     Siedzieliśmy przy stole zastawionym ulubionymi potrawami Harry’ego. Mama postanowiła go rozpieścić. Najedzona wyciągnęłam się na krześle, kierując leniwe spojrzenie w stronę bawiących się Lottie i Harry’ego. Widziałam, że dziewczynka bardzo stęskniła się za swoim bratem. Najchętniej nie wypuszczałaby go ze swoich objęć w obawie, że on znowu zniknie z jej życia na czas nieokreślony. Zazdrościłam jej tej dziecięcej miłości. Też chciałabym tak za nim tęsknić. Czy coś było ze mną nie tak, że nie potrafiłam? Może byłam zepsuta?
     Lottie do późnych godzin uporczywie walczyła ze zmęczeniem, wmawiając wszystkim wokół, że wcale nie chce jej się spać. Sen nie dał jej jednak od siebie uciec. Niespodziewanie złapał jej nieduże ciało, a ona posłusznie padła na dywan. Nie musiała tam przesypiać całej nocy – Harry natychmiast zaniósł ją do jej pokoju.
     - Jesteś dzisiaj jakaś nieswoja – zauważył Styles, kiedy razem odnosiliśmy naczynia do kuchni.
     - Po prostu chyba zapomniałam już jak to jest mieć cię tuż obok, wiesz? – powiedziałam cicho i na potwierdzenie swoich słów musnęłam jego policzek. On spojrzał na mnie z tym swoim czarującym uśmiechem i potarł o siebie czubki naszych nosów. Zostałam w kuchni, podczas gdy on poszedł po ostatnie naczynia, pozostałe na stole. 
     Nie wiedziałam już kim chłopak dla mnie jest. Wciąż był tym samym uroczym Harrym, którego pokochałam w liceum. Problem nie tkwił w nim tylko we mnie. Nadal w pewnym sensie go kochałam. Z tą różnicą, że to nie było już to namiętne i dzikie uczucie ze szkoły średniej. To nie była nudna, dojrzała, może już wręcz małżeńska miłość. Kochałam go jak kogoś bliskiego, jak przyjaciela, może nawet jak brata.
     Spojrzałam jednak na tę uśmiechniętą buzię wracającą z salonu i dotarło do mnie, że nie byłabym w stanie go skrzywdzić. Nie umiałam powiedzieć mu, że już go nie kocham. Zdecydowałam, że to pewnie tylko stan tymczasowy. Byłam wręcz pewna, że po kilku uśmiechach, po tonie czułych spojrzeń wymieszanych z ciepłymi pocałunkami pokocham go tak jak kiedyś.
     - Tak daaawno cię przy sobie nie miałem – zamruczał do mojego ucha, kiedy byliśmy już sami w jego pokoju. 
     Zadrżałam, czując jego ciepły oddech na szyi i silne ramiona oplatające mnie w talii. Nie był to jednak ten przyjemny dreszcz, rozprowadzający pobudzającą adrenalinę i to całe przyjemne podniecenie po całym moim ciele. Ten niekontrolowany odruch bardziej spowodowany był zaskoczeniem, może nawet swojego rodzaju strachem. Wiedziałam, że do tego dojdzie, próbowałam się do tego jakoś przygotować, jednak chyba najlepsze starania i tak nic by w tej sytuacji nie dały.
     - Rozumiem, że mam dzisiaj zostać na noc, tak? – zapytałam, odwracając się przodem do chłopaka.
     - Nie wypuszczam cię stąd dzisiaj – poinformował mnie pełnym pewności siebie głosem. – Dzisiaj jesteś tylko moja, moja, moja… - mówił powoli przykładając swoje usta do kolejnych fragmentów mojej szyi.
     Wtopiłam palce w jego zakręcone kosmyki. Cieszyłam się, że nie mógł na mnie spojrzeć w tamtym momencie. Część mnie chciała krzyczeć, uciec, nie miała ochoty brać udziału w tym, co za chwilę miało się stać. Inny kawałek mnie nakazywał mi zostać, rozkazywał mi zostać z Harrym i, to brzmi tak strasznie, tak niedorzecznie, poświęcić się dla niego. Poświęcić swoją przyjemność, swoje samopoczucie, swój komfort, byleby tylko on był szczęśliwy. Sama nie wiem czy chodziło mi na pewno tylko o jego szczęście. Może nawet bardziej zależało mi na tym, aby chłopak nie zorientował się, że coś jest nie w porządku, że się zmieniłam, że zaczęłam go oszukiwać.
     - I co będziesz ze mną robił caaałą noc? – zaśmiałam się, chcąc choć na chwilę odsunąć go od swojej szyi.
     - Zaraz zobaczysz… – szepnął i musnął swoimi ustami zagłębienie tuż przy uchu. 
     Poczułam jak wsuwa swoje dłonie pod moją koszulę. Z każdym kolejnym odsłoniętym przez niego fragmentem konflikt wewnątrz mnie narastał. Czułam jak w środku dwie Natalie ze sobą walczą, one prawie zagryzały się nawzajem. Tylko ode mnie zależało która z nich wygra. Problem w tym, że nie miałam pojęcia, którą powinnam wesprzeć. Której rzucić broń?
     - Jesteś dzisiaj jakaś spięta, ale zaraz sobie z tym poradzimy… - stwierdził chłopak, posyłając mi swój uroczy uśmiech. 
     „Koniec tego, Nats! Weź się w garść, bo jak nie to zaraz się połapie!” krzyknęłam w myślach, skazując tym samym jedną Natalie na śmierć. Zniszczenie jej, zabicie części samej siebie nie było tak łatwe jakim się wydawało. W jej gasnących oczach widziałam odbicie tych pięknych czekoladowych tęczówek.
     „Nie dasz rady. Będziesz tego żałowała” szepnęła, wykorzystując na te słowa swój ostatni wdech. 
     Przymknęłam oczy. Przygryzłam dolną wargę. Mocno złapałam się nagich pleców Harry’ego. Z moich ust zaczęły wydobywać się kontrolowane dźwięki, mające upewnić chłopaka w tym jak bardzo mi tego brakowało. Umyślnie skróciłam i znacznie spłyciłam swój oddech, kiedy ruchy jego bioder zaczęły być coraz szybsze. Zamierzenie wygięłam plecy w delikatny łuk, unosząc się do góry i zbliżając się do niego jeszcze bardziej. Z pełną premedytacją udawałam, że jest mi lepiej niż kiedykolwiek. Z pełną świadomością swojej podłości kopiowałam bezlitośnie wszystkie swoje gesty i ruchy, które zazwyczaj wtedy wykonywałam.
     Wszystko miało być idealnie. On miał czuć się świetnie. On miał myśleć, że ja czuję się jeszcze lepiej. On miał być przekonany o tym, że jestem tą samą Natalie, co kiedyś. 
     Harry w końcu zasnął. Ja leżałam z szeroko otwartymi oczyma i zastanawiałam się, co ja tam właściwie robiłam. Dlaczego tak usilnie katowałam samą siebie? Przecież on zrozumiałby, pogodziłby się z tym… A co jeśli nie? Wolałam nie ryzykować. Wolałam przemęczyć się te dwa dni. Przyjaciółkę już straciłam, choć miałam nadzieję, że to tylko tymczasowa rozłąka. Nie mogłam pozwolić sobie na utratę wszystkich bliskich mi osób.
     Wyszłam na balkon. Zaciągnęłam się świeżym, zimnym powietrzem. Oparłam się o chłodną barierkę. Spojrzałam w idealnie przepołowiony, żółtawy księżyc.
     „Jest tam kto? Słyszy mnie ktoś?”, szepnęłam po cichu. Zaśmiałam się z irracjonalności tego, co właśnie robiłam. Nie pierwszy i nie ostatni raz zresztą.
     „Niech mnie ktoś uratuje. Niech mnie ktoś stąd zabierze… Liam chodź po mnie…” na sam dźwięk imienia chłopaka wzdłuż mojego ciała przebiegł przyjemny impuls. Jakby iskra rozpalająca cały wewnętrzny mechanizm.
     Przytuliłam brodę i zimny nos do ramienia, okrytego tylko czarną koszulką Stylesa. Przymknęłam oczy. Moje dłonie mocniej zacisnęły się wokół lodowatej poręczy. Czułam się źle. Byłam gorzka. Wiedziałam, że uratować mnie może tylko ta słodycz zamknięta w jego oczach. Rozchyliłam usta i ogromnymi ze zdziwienia oczyma spojrzałam na górujący na niebie księżyc. Dotarło do mnie, że to nie chodzi o to, że potrzebuję bliskości. Chodzi o to, że potrzebuję bliskości Liama. Jego i tylko jego.
     „Kiedyś to zrobię. Już niedługo. Obiecuję”, rzuciłam do złotego półokręgu i wróciłam do pokoju Harry’ego. Objęłam go lodowatymi rękoma. Wzdrygnął się, ale nie zdołałam go obudzić. Może to i dobrze.

     Niewiele przed południem zwlokłam się z łóżka. Wiedziałam, że kiedy wyjdę z tego pokoju niewidzialna maska znów będzie moją nieodłączną towarzyszką.
     - Dzień dobry wszystkim! – powiedziałam z przyklejonym uśmiechem, po czym podeszłam do Harry’ego i musnęłam jego wargi. On uśmiechnął się tylko i podstawił pod moją twarz bułkę ze szczypiorkowym serkiem. 
     Oczywiście wstałam jako ostatnia. Całe szczęście w mieszkaniu Stylesów w niedziele w piżamie można było paradować do samego południa.
     Przed piętnastą, po pysznym obiedzie, ponownie stawiliśmy się na dworcu. Podróż do Glasgow nie była przecież błyskawiczna. Lottie nie chciała wypuszczać brata z uścisku swoich małych ramion, nie chciała znowu go tracić. Krzyczała i płakała tak głośno, że jestem pewna, że było ją słychać nawet przy wejściu na dworzec. 
     - Zobaczymy się znowu… kiedyś tam – powiedziałam, zaplatając ramiona wokół jego szyi. 
     - Chyba dopiero na święta… - stwierdził wyraźnie zasmucony i spuścił głowę. Uniosłam jego brodę i spojrzałam w jego zielonkawe oczy. Uśmiechnęłam się a on odwzajemnił gest. Po raz ostatni musnęłam jego usta, po czym wsiadł do pociągu.
     Pojechał.
     Czułam się jakbym właśnie zapakowała do pociągu wszystkie moje zmartwienia i obawy i wysłała je gdzieś bardzo daleko na bardzo długo, może nawet na zawsze.
     Ulżyło mi. Znów czułam się wolna.
     Resztę niedzieli jako pilna studentka spędziłam z nosem w notatkach. Na jakiś czas pozwoliło mi to odgonić od siebie niepotrzebne przemyślenia. Metoda na niemyślenie całkiem niezła, ale przecież ileż można się nieustannie uczyć. 
     W poniedziałek nie zajrzałam nawet do kawiarni, w której pracował Liam. Nie potrafiłam. Zaraz po zajęciach ulotniłam się z uczelni. Kiedy tylko pojawiłam się w domu, natychmiast zamykałam się w swoim pokoju pod stosem kserówek i książek. Następnego dnia po powrocie z uczelni miałam zamiar powtórzyć schemat wieczoru na przykładzie poniedziałku. Może z tą różnicą, że zamiast książek o fizjologii człowieka, czytałabym jakieś tandetne romansidło.
     Nie byłam w stanie usiedzieć na miejscu, musiałam z kimś porozmawiać, teraz, natychmiast. Zwinęłam z biurka kluczyki i nie informując nawet nikogo, że wychodzę ruszyłam w stronę uniwersytetu.
     Nie na zajęcia. 


JESTEŚMY! Mamy nadzieję, że nie zapomniałyście jeszcze o Hazzie i Nats. 
Teraz dopiero się zacznie! 
Bądźcie z nami, trzymajcie się cieplutko!
Kochamy, K&M

4 komentarze:

  1. Nie chcę by ona zerwała z Harrym. Tak jakby powtarza sięh historia. Była z Zaynem, zerwała dla Harrego. Teraz pewnie zerwie z Harrym dla Liama :c
    Niech się opanuje. :((

    OdpowiedzUsuń
  2. Cześć! Nominuję Cię do Liebster Blog Award! :)
    Więcej informacji znajdziesz tutaj: http://eeriefemale.blogspot.com/2014/06/liebster-blog-award.html
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Kiedy nn ? Juz nie moge sie doczekac :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale sie porobilo. Jestem w szoku, nawet nie bardzo wiem, co powiedziec. W glowie caly czas mam jedna mysl: dlaczego to zrobila? Do diabla, to juz bylo troche chore - co jej przyjdzie z takiego przekladania czyjegos szczescia nad swoje? Zwlaszcza w taki sposob. Szkoda, ze nie ma w sobie na tyle odwagi, zeby po prostu to zakonczyc, nie katowac sie juz, bo szczerze? Nie widze powodu, zeby tego nie zrobila. Tylko bardziej go zrani, bo znowu wyjdzie na to, ze po prostu ich zamieni, jak to bylo z Malikiem. Zdziwilo mnie jej zachowanie, nie wiem czy bardziej mnie zdenerwowala, czy moze po prostu mi jej szkoda, ze nie ma kontroli nad sytuacja. Ciekawa jestem, co ona poczuje, jak znowu spotka Liama, jak to wszystko teraz znowu zagmatwanie (w pozytywnym sensie, oczywiscie!) :D
    Pozdrawiam, xx!

    OdpowiedzUsuń