niedziela, 30 marca 2014

1. Gotowa?

     - Cześć studentko… - szepnęłam sama do siebie, kiedy stojąc przed lustrem zapinałam ostatni guzik białej koszuli, wciśniętej w czarną ołówkową spódnicę. Rzuciłam ostatnie spojrzenie na taflę zwierciadła. Prezentowałam się całkiem nieźle, ale mimo to wciąż pozostawałam zdenerwowana.
     Pierwsze w życiu rozpoczęcie roku akademickiego. Wszystko miało być kompletnie nowe. Wszystko miało być zupełnie obce.
     Całe szczęście nie szłam tam całkiem sama. Obawiam się, że wtedy spanikowałabym już do reszty i ze strachu schowała się pod łóżkiem. Podobnie jak całe liceum, tak i całe studia miałam spędzić w towarzystwie osoby, bez której nie wyobrażałam sobie życia. Na fizjoterapię dostałam się razem z Caroline. Reszta naszej licealnej paczki, za wyjątkiem Nialla, rozjechała się po najróżniejszych częściach Wielkiej Brytanii.
     Amy razem z Paulem wyjechali do Londynu. Wynajęli mieszkanie, studiują na tamtejszych uczelniach. Cieszyłyśmy się jak głupie, kiedy okazało się, że Amy udało dostać się na Akademię Sztuk Pięknych. Nasza dziewczyna miała zostać artystką. Pękałyśmy z dumy.
     Dean rozpoczął studia w akademii muzycznej w Liverpoolu. Stwierdził, że musi spróbować życia na własną rękę. Ten chłopak ciągle szukał swojego miejsca. Chciał poznawać nowych ludzi i nowe miejsca. Dlatego, w odróżnieniu od Nialla, nie został w Birmingham.
     Horana też niebywale kusiła perspektywa studenckiego życia gdzieś daleko od domu. On jednak bardzo silnie przywiązuje się do ludzi i do miejsc. Szalę na stronę pozostania w Birmingham przechyliła jedna drobna osóbka imieniem Phoebe. Niall nie wyobrażał sobie rozłąki z siostrą Tomlinsona, nie wierzył też w związek na odległość. Nie chciał trwać przywiązany do laptopa i nie pragnął takiego losu dla Phoebe.
     Ja i Harry jednak zaryzykowaliśmy. On podobnie jak ja i Caro wybrał fizjoterapię. Szkoda, że w mieście oddalonym prawie pięćset kilometrów od domu – w Glasgow. Styles nie wyjechał ze względu na studia same w sobie. Tamtejsza uczelnia zaproponowała mu niebywale atrakcyjne stypendium pływackie, które pozwalało mu trenować i rozwijać się w tym kierunku. Ambicje młodego Stylesa w życiu nie dałyby mu spokoju, gdyby przepuścił taką okazję. Więc wyjechał.
     Nikt z nas nie wiedział, co stało się z Zaynem. Nigdy nikomu nie mówił o swoich planach, a po ukończeniu szkoły rozpłynął się jak kamfora. Czasem myślałam o chłopaku, którego oczy miały kolor słodkiego toffi i mimo tego, co mi zrobił, miałam nadzieję, że wszystko u niego w porządku. Wierzyłam w to. Chciałam w to wierzyć.
     Zanim jednak mój kontakt ze Stylesem zaczął się ograniczać tylko do rozmów przez internetową kamerkę i spotkań raz na dwa miesiące, spędziliśmy razem najpiękniejsze wakacje życia. Te wakacje były jak najbardziej zasłużone. Ostatni rok w szkole był nieustającą harówką. Końcowe egzaminy przyprawiały nas o mdłości, palpitacje serca i roztrzęsione dłonie. Mimo całego stresu, oczywiście podołaliśmy.
     Prawie dwa miesiące wolnego upłynęły błyskawicznie. Swój plan obmyśliliśmy już dawno. W towarzystwie Caroline i Louisa mieliśmy urządzić sobie podróż życia. Terenowy samochód Tomlinsona idealnie służył nam w trakcie tej niekończącej się objazdówki po Wielkiej Brytanii. Lepszych wakacji nie mogłam sobie wymarzyć. Mimo że całe życie było jeszcze przede mną, ja i tak wiedziałam, że żadne wakacje nie dorównają tym. To było najlepsze lato w moim życiu. Jedyne i niezwykłe. Takie, którego nie da się już powtórzyć.
     Zazdrościłam trochę Caroline. Ona miała zaczynać studia, a Lou pracował w warsztacie samochodowym swojego ojczyma. Byli całkowicie samodzielni, zamieszkali razem. Caro mogła mieć go cały czas przy sobie.      A ja? Ja teraz miałam widywać Harry’ego tylko na ekranie komputera. Wierzyłam jednak, że damy sobie radę. Wierzyłam, że to przetrwamy. Wierzyłam, że warto.
     - Natalie, jesteś gotowa? Nie powinnaś już wychodzić? – z zamyślenia wyrwał mnie troskliwy głos mamy, dobiegający z parteru. Zerknęłam na zegarek.
     - Już idę! – odparłam i zwinąwszy przygotowaną wcześniej niedużą torebkę, zeszłam na dół.
     - Gotowa? – po raz ostatni spytała mnie mama. Spojrzałam w jej jasne oczy. Żegnała się ze mną, jakbym wyjeżdżała na wojnę.
     - Nie – odpowiedziałam, wzruszając ramionami – ale co mam zrobić? Przecież nie ucieknę. Muszę to jakoś przeżyć.
     Jej ciepły uśmiech dodał mi otuchy. Bałam się, ale ona samą swoją obecnością sprawiła, że uwierzyłam w bezsensowność swoich obaw.
     „Będzie, co ma być”, pomyślałam i wsiadłam do swojego niedużego samochodu. Zaplanowałyśmy, że przyjadę po Caroline i razem stawimy się na uniwersytecie. Potrzebowałam jej tuż obok, a ona chciała mieć mnie w zasięgu ręki.
     - Boisz się? – spytałam Caro, kiedy zaparkowałyśmy przed uczelnią.
     - Ciebie mam przy sobie, ludzie mnie przecież nie zjedzą. Czego miałabym się bać? – stwierdziła beztrosko, uwalniając się ze spinających ją samochodowych pasów. W jej głosie nie było żadnego podniecenia czy entuzjazmu. Ona po prostu tam szła jak gdyby nigdy nic. – A ty?
     - Sama nie wiem – rzuciłam nieprzytomnie. – Czuję, że to jakiś nowy rozdział, nowa przygoda, wiesz?
     - To chyba dobrze, prawda?
     - Właśnie tego nie umiem rozgryźć… - oznajmiłam, kierując nieobecny wzrok gdzieś na budynek uczelni.
     Wysiadłyśmy z samochodu i dopiero teraz dotarł do nas ogrom wznoszącej się wokół budowli. Cały gmach wykonany był z czerwonej cegły, a duże okna w przestarzałych ciemnych ramach, zdradzały sędziwy wiek tego miejsca. W tych ceglanych murach kryła się jakaś magia, przyniesiona tutaj przez kilka pokoleń. Ludzie, którzy niegdyś byli młodzi i pełni marzeń zdecydowali się zamknąć je właśnie tu. Nie wiem czy ci ludzie jeszcze żyją, ale przecież to nieistotne. Ich marzenia i ideały przeżyły i bezpiecznie trwają zamknięte w każdej z tych cegiełek. Mimo że tych pragnień jest tutaj już cała masa, wiedziałam, że i dla moich znajdzie się miejsce.
     - Natalie chodź już, bo się spóźnimy – pociągnęła mnie za rękę Caro.
     Nie miałyśmy pojęcia, gdzie iść, więc po prostu szłyśmy za tłumem, który po niedługim czasie doprowadził nas do ogromnej auli. Chyba największej, jaką kiedykolwiek widziałam. Jej ściany do połowy pokrywało ciemne drewno, nad którym rozciągał się jasny tynk. Na podwyższeniu kręcili się ludzie niewyglądający na studentów – zapewne profesorowie. Usiadłyśmy na jednym z obitych bordowym materiałem krzeseł, czekając aż cała uroczystość wreszcie się rozpocznie. W końcu na scenę wyszedł rektor uczelni, kierując do swoich studentów gorące powitania. Po nim do mikrofonu podeszło jeszcze kilku ważniejszych profesorów i co ambitniejszych studentów. Ich przemówienia niewiele się od siebie różniły. Ich sens był ciągle ten sam – serdecznie nas witali i życzyli nam, abyśmy dobrze czuli się w murach uczelni.
     - Nareszcie koniec – stwierdziłam z ulgą, kiedy opuściłyśmy duszną aulę. Wyszłyśmy na zewnątrz. – Może rozejrzymy się chociaż wokół? – nieśmiało zagadnęłam Caro.
     Dziewczyna nic nie odpowiedziała, tylko zlustrowała mnie wzrokiem, próbując dociec czy aby nie zwariowałam już do końca.
     – Oj, no chodź! Zrób to dla twojej małej, słodkiej Nats – marudziłam, ciągnąc ją za rękę.
     Caroline w końcu mi uległa. Szłyśmy przez cudowny park, roztaczający się wokół uczelni. Zbliżał się koniec września, więc liście na drzewach powoli i niechętnie zaczynały stroić się na powitanie jesieni.
     - Pięknie tu, prawda? – radosnym głosem zagadnęłam dziewczynę. Ona jednak pomimo moich wszelkich starań wciąż była jakaś naburmuszona i niezadowolona. Czyżby przeze mnie?
     Po przejściu jeszcze kilkunastu metrów spostrzegłam uroczy budynek. Nieduża, okrągła konstrukcja, usytuowana tuż przy uniwersytecie przykuła moją uwagę. Wyróżniała się od reszty otoczenia białymi ścianami i skromną kopułą, służącą jako dach. Tuż nad wejściem wisiał niewielki szyld ułożony z czarnych, poskręcanych liter. Stanęłam i próbowałam rozszyfrować ten niewyraźny, ale tak miły dla oka napis.
     - UCafe… - szepnęłam tuż pod nosem.
     - Co tam mruczysz? – burknęła Caroline. Dziewczyna znajdowała się kilka metrów przede mną i nie miała najmniejszego zamiaru, aby się odwrócić i sprawdzić, co robię.
     - Chodź – podbiegłam do przyjaciółki, ponownie złapałam ją za nadgarstki i, nie pytając o zgodę, pociągnęłam w kierunku uroczej kawiarni.
     Chciałam z nią usiąść i szczerze porozmawiać, dowiedzieć się, co się stało, co ją gryzło. Nie chciałam robić tego na parkowej ławce, bo od czasów liceum, te jakoś źle mi się kojarzą. Byłam pewna, że solidny kubek pachnącej herbaty i talerzyk z jakimś słodkim przysmakiem choć trochę pomogą mi w rozwiązaniu jej języka.
     Nie chodziło jednak tylko o Caro i chęć szczerej rozmowy. Coś ciągnęło mnie w stronę studenckiej kawiarni. Może chciałam zobaczyć innych studentów, poprzebywać trochę w ich otoczeniu? Może miałam ochotę usiąść w przyjemnym, kawiarnianym wnętrzu i wypić ciepłą herbatę? Może dążyłam do rozpoznania terenu, na którym miałam teraz spędzać sporą część mojego czasu? Te pytania są bezsensowne. Pytałam samą siebie o co mi chodziło, co mnie tam tak silnie ciągnęło i… nie wiedziałam. To nie były ciastka. To nie była herbata. To nie byli studenci. Chodziło o czekoladę. Jedyną w swoim rodzaju.
     - Nats, kretynko, wracajmy do domu. Ja chcę do domu, słyszysz? – narzekała dziewczyna, a ja nadal bezlitośnie ciągnęłam ją w stronę kawiarni.
     - Jedna herbata i wracamy, okej? – spytałam, odwracając się przodem do dziewczyny.
     Stałyśmy już pod samymi drzwiami lokalu, a ja nadzwyczaj szczegółowo patrzyłam w jej oczy. Spoglądałam w jej ciemne tęczówki, jednak niewiele potrafiłam z nich wyczytać. Wiedziałam tyle, co wcześniej – coś było nie tak.
     - Jedna herbata i wieziesz mnie do domu – zagroziła mi palcem, po czym grzecznie weszła do środka.


Czas na dalsze losy naszych bohaterów. Gotowe?
Mamy nadzieję, że ta część dostarczy Wam tyle samo emocji, wzruszeń i uniesień co nam.
Buziaki Kochane ;*
Liczymy na Was

4 komentarze:

  1. Jejju nawet nie wiecie jak super, że już kolejna część się rozpoczeła!;)) uu jestem ciekawa co z Caro;(mam nadzieję, że nic poważnego;) Jestem bardzo zadowolona z tego rozdziału, jest Genialny wręcz!!<3 jest super;))
    Czekam i weny życzę @Best_faan_ever

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam nadzieję że ich związek przetrwa tą odległość x

    OdpowiedzUsuń
  3. Huh coraz bliżej czekolady! ;D
    Wy to macie talent do zakańczania i do nowych początków. No i oczywiście do wypełniania środka.
    Naprawdę super rozdział. Nie mogę się doczekać całej historii związanej z naszym tajemniczym Panem, coś mi mówi, że Nats się w nim zakocha i to mnie pociąga i odrzuca, bo jeśli to prawda to strasznie mi szkota Stylesa.
    Huh zaraz się przez to popłacze, nie chce by Heri cierpiał i mam nadzieję, że nie zrobicie z niego tzw. 'tego złego'.
    Poplątane to wszystko. Ale mam nadzieje, że kolejne odcinki rozwieją moje obawy.
    ~Bee xx <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja jestem jak najbardziej gotowa! Mam siedemnaście pięknych rozdziałów do nadrobienia i szczerze, to nie mogę się doczekać, bo już zżyłam się z Nats i Caro i Hazzą i Lou. Do tej pory jeszcze ani razu o tym nie pisałam, w sumie nie wiem dlaczego, może czekałam na czekoladę? Tak więc, bardzo podoba mi się pomysł z tytułem i oczami bohaterów <3 Tofi i szmaragdy już były, teraz zaczyna się era czekolady, tak? No, ciekawa jestem. Trochę się boję, że ten związek na odległość wcale nie wyjdzie im na dobrze :< Powinnam się już przygotowywać na trudne chwile?
    Dobra, nie wybiegam za bardzo w przyszłość :>
    Pozdrawiam, xx

    OdpowiedzUsuń