wtorek, 12 listopada 2013

6. Wariactwo

     Najbardziej leniwy dzień tygodnia nadszedł nieubłaganie. Całą noc walczyłam z samą sobą, sklejałam roztrzaskane gdzieś po drodze myśli.
     Poranek w kościele, południe przy rodzinnym obiedzie, popołudnie z zeszytami. Wszystko szło tak, jak zwykle. W pewnym momencie nie wytrzymałam. Odłożyłam notatnik na biurko i sięgnęłam po telefon. „Będę u ciebie za 10min. Jak zaraz komuś o tym nie opowiem to chyba umrę.”. Wysłano do Caro. Nie miałam nawet siły, żeby się przebrać. Nałożyłam więc na domowe ciuchy obszerny sweter, pod którym praktycznie nic nie było widać. Wyciągnęłam z garażu rower i wedle obietnicy pod domem Caroline stawiłam się już po kilku minutach.
     - Dziecko, ja dzisiaj umieram… - słabym głosem poinformowała mnie Caro, gdy otworzyła mi drzwi. Stała w progu ubrana w szlafrok, znoszone dresy i koszulkę ze spranym nadrukiem. Była wyjątkowo blada i wyglądała naprawdę marnie. Nie musiałam być specjalistą żeby stwierdzić, że zdrowa nie była.
     - Tylko coś ci opowiem i znikam. Obiecuję – powiedziałam niemal błagalnym tonem. Caroline zmrużyła oczy i zmierzyła mnie wzrokiem. Wiedziała, że nie często byłam aż tak zdesperowana jak wtedy. Czuła, że coś jest ze mną nie tak.
     Po chwili znalazłyśmy się w jej pokoju. Usiadłam na fotelu, a dziewczyna padła w spiętrzoną na łóżku pościel. Ułożyła się wygodnie i wiercąc we mnie dziurę swoimi ciemnymi tęczówkami czekała na opowieść.
     - Nie wiem, co się stało. Nie wiem od czego powinnam zacząć, ale muszę ci się do tego przyznać. Muszę to w końcu z siebie wyrzucić – zaczęłam, wlepiając wzrok w podłogę. Próbowałam ułożyć wszystko w jakieś logicznie brzmiące zdania. Nie wiem na ile mi się to udało. – W sobotę po zawodach poszliśmy we czwórkę do tej kawiarni. Wy z Deanem poszliście do tego kina, a my z Hazzą jeszcze chwilę tam siedzieliśmy. W końcu zdecydowaliśmy, że kupimy pizzę i pójdziemy do niego, obejrzymy jakiś film czy – w tym momencie spojrzałam na Caroline. Liczyłam, że coś wyczytam z jej twarzy, ale ona z niewzruszoną miną czekała na dalszy ciąg mojej gadaniny. – Jak pomyśleliśmy, tak zrobiliśmy. Było miło, fajnie, jak zwykle. Zebrałam się do domu jakoś koło dwudziestej pierwszej. Harry postanowił, że mnie odprowadzi, a ja nie miałam nic przeciwko temu. Staliśmy na przystanku, czekaliśmy aż przyjedzie mój autobus i w pewnym momencie Harry przybliżył się do mnie, żeby się ze mną pożegnać. Najpierw musnął dwa razy mój policzek, a potem delikatnie pocałował usta. Nie wiem, co się ze mną stało, ale nie potrafiłam się oprzeć. Jakaś nieznana siła pchnęła mnie w jego ramiona i zaczęłam go całować, bez opamiętania… Nie wiem nawet czy kiedykolwiek aż tak namiętnie całowałam Zayna…Caro, co ja mam zrobić?
     Rozchylone ze zdziwienia usta Caroline mówiły mi wszystko. Dziewczyna nie spodziewała się, że ma aż tak nienormalną przyjaciółkę. W sumie poziom mojego wariactwa zaskoczył nawet mnie.
     - Żałujesz? – odezwał się głos Caro.
     Tym jednym, prostym pytaniem zwaliła mnie z nóg. Wypowiedziany przez nią wyraz niejako mną wstrząsnął. Podniosłam wzrok z podłogi i spojrzałam w jej ciemne tęczówki.
     - Wiem, że to jest złe, niemoralne, okropne i doskonale zdaję sobie sprawę, że nie powinnam tego robić... Ale wiesz, najgorsze jest to, że zrobiłabym to jeszcze raz. Zrobiłabym to przy każdej możliwej okazji. Czy to mi się podoba czy nie prawda jest taka, że nie żałuję. Nie żałuję.
     Przez dłuższą chwilę siedziałyśmy w ciszy. Nie chciałam jej przerywać. Wiedziałam, że ten moment przerwy jest potrzebny zarówno mnie jak i Caro. Dziewczyna układała w myślach wszystko co jej powiedziałam, zadała kilka pytań, aby rozwiać swoje wątpliwości. Na dźwięk ostatniego zadanego przez nią pytania wzdrygnęłam się.
     - Co z tym zrobisz?
     - Nie wiem. Póki co wpadłam tylko na dwie rzeczy. Po pierwsze muszę porozmawiać z Harrym. Nie chcę tracić przyjaciela. Po drugie pocałunek Harry’ego coś mi uświadomił. Chemia między mną a Zaynem chyba już ustała… Mam dosyć błagania go, aby znalazł dla mnie jedną wolną chwilę. Spróbuję z nim porozmawiać. Powiedzieć mu, co mnie boli. Tyle tylko, że to będzie już ostatnia taka rozmowa. Albo mnie w końcu posłucha, albo niech szuka sobie innej dziewczyny. Może Josh mu znajdzie… - odparłam.
     - Dobry plan. O dziwo rozsądny jak na ciebie – stwierdziła Caroline, kiwając głową.
     - Dobra. Tyle o mnie. Opowiadaj jak było z Deanem – zagadnęłam dziewczynę, uśmiechając się szeroko.
     - Jak miało być? Fajnie było. Obejrzeliśmy ten film, potem on odprowadził mnie do domu. Pocałowałam go w policzek na pożegnanie… Tyle.
     - Jak to tyle? Nie gadałaś z nim do wczoraj? – zapytałam mocno zdziwiona. Jej głos był zupełnie pozbawiony jakiegokolwiek entuzjazmu. Jakby była na tej randce na siłę.
     - Jasne, że do niego napisałam, ale miałam wrażenie, że odpisał na moją wiadomość z grzeczności, a potem najzwyczajniej w świecie mnie zbył – odparła dziewczyna – Zobaczymy, co będzie.
     - Ta… coś czuję, że jutro w szkole będzie na linii Nats-Hazza-Zayn co najmniej ciekawie – westchnęłam bezradnie. Posiedziałam jeszcze chwilę z Caroline.
     - Czyli jutro w szkole cię nie będzie? – spytałam, gdy już wychodziłam z jej domu.
     - Nie będzie mnie, więc poproszę o notatki.
     - Od czego w końcu masz swoją Nats, nie? – rzuciłam na pożegnanie.
     Wsiadłam na rower i nie spiesząc się podążałam w stronę swojego domu. Lubiłam zapach wieczornego powietrza. Było w nim czuć świeżość, jakby zwiastun czegoś nowego. Po powrocie nie bardzo wiedziałam, co mam ze sobą zrobić. Szczerze mówiąc bałam się włączać komputer. Byłam przerażona na myśl o tym, że może do mnie napisać Harry albo Zayn. Chciałam zostać sama ze sobą. Być sama dla siebie. Dobra książka zdecydowanie ułatwiła mi to zadanie.

     Rano spod ciepłej kołdry wyrwało mnie uporczywe pikanie budzika. Podniosłam się z wygodnego mebla i po przejściu paru kroków po zimnych panelach wyłączyłam pozostawiony na biurku telefon.
     Jak każdego ranka górną powiekę musnęłam czarnym eyelinerem, a rzęsy pociągnęłam tuszem. Spojrzałam w lustro i wzięłam głęboki wdech. Wiedziałam, że czeka mnie bardzo ciężki dzień. Czułam jednak, że muszę zrealizować obmyślany wcześniej plan. Czekały mnie dwie ważne rozmowy. „Dasz radę”, powiedziałam po cichu do swojego lustrzanego odbicia. Ten mały, irracjonalny i z pozoru nic nie znaczący gest dawał mi bardzo wiele. Był swojego rodzaju kopniakiem, impulsem do działania. Sygnałem do pokonania samej siebie, abym kolejnego ranka mogła spojrzeć w swoje oczy wymalowane na lustrzanej tafli.
     Kiedy w końcu dotarłam do szkoły, pierwszą osobą jaką zauważyłam była Amy. Natychmiast pobiegłam do dziewczyny i razem przemierzałyśmy niekończący się szkolny korytarz. Czułam się dużo pewniej, mając ją przy sobie.
     - Cześć wszystkim – chórkiem powitałyśmy Nialla, Deana i Harry’ego. Po chwili dosiadł się do nas także Zayn.
     - Wpadniesz do mnie dzisiaj? – szepnęłam do chłopaka, kiedy podążaliśmy już w kierunku naszych sal. Pierwszy raz od niepamiętnych czasów szłam przez środek szkolnego korytarza, trzymając Zayna za rękę. Brakowało mi tego.
     - Jasne – odparł ze swoim cudownym uśmiechem, po czym musnął mój policzek. Uśmiechnęłam się, a następnie skierowałam w stronę właściwych drzwi. Zanim jednak je przekroczyłam, niechcący złapałam wzrok Stylesa. Chłopak miał poważną minę i wpatrywał się we mnie jakimś dziwnym, jakby pełnym złości, wzrokiem. Szybko spuściłam głowę i schowałam się we wnętrzu klasy.
     Zazwyczaj to przerwa była tym momentem, na który czekało się całą lekcję. Tego dnia nawet ten schemat mi nie pasował. Chciałam, aby lekcja się nie kończyła, a przerwy mogłyby nie istnieć. Było mi niesamowicie głupio za każdym razem, gdy byłam przy Zaynie, a gdzieś w pobliżu kręcił się Harry. Mimowolnie spoglądałam w jego stronę . Jestem pewna, że chłopak to czuł, bo za każdym razem podłapywał moje spojrzenie. Nie chciałam spuszczać wzroku, nie lubiłam tego robić, a już na pewno nie chciałam przestać patrzeć w jego jasne, zielone tęczówki. Chciałam wpatrywać się w te najpiękniejsze na ziemi szmaragdowe oczy.
     - Idziemy? – zagadnęłam chłopaka, kiedy skończyliśmy już lekcje. Uznałam, że droga do domu to najlepszy czas na podzielenie się z nim swoimi przemyśleniami.
     - Jasne – odparł, jak gdyby nigdy nic. – A co z Caro? – dodał po chwili.
     - Przeziębiona.
     Chłopak pokiwał tylko głową. Przez chwilę szliśmy przed siebie, nic nie mówiąc. Wiedziałam jednak, że muszę się w końcu zebrać i powiedzieć mu, co o tym wszystkim myślę.
     - Słuchaj Harry, chyba musimy porozmawiać – zaczęłam w końcu. – To, co zdarzyło się w sobotę nie powinno mieć miejsca. Nie chcę żeby taka głupota zniszczyła naszą przyjaźń. Za bardzo mi na niej zależy. Za bardzo zależy mi na tobie.
     - Masz rację. To nie miało prawa się zdarzyć… - odpowiedział jakby wbrew sobie. Byliśmy już pod jego blokiem. On stanął naprzeciw mnie jak w tamten wieczór. Zatopiłam wzrok w jego cudownych oczach. – Ale wiesz, obiecałem ci wtedy coś i nie mam zamiaru złamać danego słowa.
     Spojrzałam na niego mocno zdziwiona. Próbowałam wyczytać z jego twarzy odpowiedź, ale nie potrafiłam. On tylko zbliżył swoje usta do mojego ucha.
     – Nie przestanę – szepnął, po czym musnął moje wargi.
     Początkowo jakaś część mnie chciała wyrwać się ze słodkiego uścisku i uciec jak najdalej. Im dłużej jednak trwałam w jego objęciach, tym bardziej chciałam z nim zostać. Znowu tak bardzo go pragnęłam. Znowu tak bardzo mnie pociągał. Znowu z nim grzeszyłam. Znowu robiłam coś, co było mi niejako zabronione. Było mi jednak dobrze. W jego ramionach czułam się błogo szczęśliwa.
     - Muszę iść – szepnęłam, czując krótki oddech Harry’ego na swoim policzku. Jego wargi połaskotały kąciki moich ust.
     - Idź – zamruczał jak nigdy wcześniej.
     Przyciągał mnie do siebie nawet tonem głosu, sposobem w jaki mówił. Po ostatnim, niebywale długim pocałunku, powolnym ruchem uwolniłam się ze słodkiego uścisku jego ramion. Posyłając mu delikatny uśmiech, niespiesznie podążałam w stronę swojego przystanku. Co chwila odwracałam jednak głowę, aby jeszcze raz spojrzeć na chłopaka. Harry nie ruszył się z miejsca, jak gdyby czekał aż wrócę i znowu się w niego wtulę. Nawet nie miał pojęcia jak chętnie bym to zrobiła.


~*~
Hej. Trochę nie w terminie. Ale mam nadzieję, że opłacało się czekać.
Hazza, Nats... I Zayn. 
Co dalej?
KOCHAMY ♥
M&K


6 komentarzy:

  1. świetny czekam na nexta :*

    OdpowiedzUsuń
  2. pisz dalej *.* possible-fanfiction.blogspot.com - zajrzyj :)

    OdpowiedzUsuń
  3. najlepsze opowiadanie na świecie ! Macie talent. :) normalnie czuć te dreszcze ! tak trzymać <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Omomomom <3 LOVE THIS!

    OdpowiedzUsuń
  5. Nadrabiam. O tak, zdecydowanie wolę taką Nats. Ni to wolną, ni to oderwaną od rzeczywistości. I Harry! Czy może być coś piękniejszego? No tak, oni razem.

    OdpowiedzUsuń
  6. Jezu, chyba umieram *-* Co tam Zayn, w ogóle zapominam o jego istnieniu, jak obok Nats pojawia się Hazza. Przecież to jasne jak słońce, że powinni być razem. Skoro Zayn ją olewa i tak bardzo się zmienił, a Harry zawsze trwał przy niej... no serio, jasne jak słońce. Zresztą, jak jest z Zaynem, to jakoś brakuje tej magii, co innego jak H. ją tak kusi, przyciąga do siebie. W ogóle, to bardzo, baardzo mi się podoba pomysł - jest jeszcze z Zaynem, ale ciągnie ją do Hazzy. I ta ostatnia scena - bałam się, że może Styles zacznie się wkurzać, że po tym, co się stało na przystanku, ona ot tak chodziła po korytarzu za rękę z Malikiem, a tu taka miła niespodzianka.
    No cóż, ciekawi mnie co dalej - jak Ty to robisz, że wystarczy pół rozdziału, żebym znowu na maxa się wciągnęła? U niektórych zajmuje mi to całe opowiadanie! :o
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń